Robert Mazurek: Czytelnicy zawsze pytają o ulubione wina.
Jacek Saryusz-Wolski: Byłem w Pompejach, gdzie odkryto amfory winne. Pytałem dyrektora tych wykopalisk, co to za wino było, a on mi wytłumaczył, że kiepskie i współczesnym by nie smakowało, choćby dlatego że do konserwacji dodawano wody morskiej. Chcę przez to powiedzieć, że każde wino jest dobre na miarę swego czasu i swego konsumenta.
Świetnie, bardzo pan pomocny.
Co lubię? Będzie pięć propozycji. Moim numerem jeden jest premier grand cru z Saint-Émilion.
Czyli drogie bordeaux.
Kolejna bordoska apelacja to Saint-Estèphe. Potem mało oryginalnie, bo z Côtes du Rhône byłoby châteauneuf-du-pape, jak mówiłem, mało odkrywcze. A potem trzy wina włoskie: brunello, barolo i wina z Sardynii. Mogę jeszcze dorzucić?
Proszę bardzo.
O mało nie kupiłem winnicy.
Teraz to mnie pan wkręca na całego.
Zwiedzając Francję, szlakiem winnym bordeaux przypadkiem trafiliśmy do producenta, który twierdził, że ma korzenie polsko-ukraińsko-francuskie. Miał niedużą winnicę i był gotów sprzedać ją z całym sprzętem, z piwnicą i beczkami w cenie gruntu pod Warszawą. Okazja niesamowita, bardzo mnie korciło, ale to za daleko…
Tylko Francja pana interesowała?
Przez lata byłem ortodoksem, uważałem, że dobre wino to tylko wino francuskie, reszta się nie liczy. Ale przyszła druga faza, kiedy przekonałem się do win hiszpańskich, wreszcie do win włoskich i dziś najbardziej interesuję się nimi.
Strasznie pan na mnie kiedyś napadł, że piję wynalazki.
Bo pan ma naturę awanturnika, a ja jestem epigonem. Pan jest eksploratorem, chce odkrywać nieznane lądy, a ja byłem bardzo długo niewolnikiem Francji.
Morawy, Węgry, Słowenia, Rumunia?
To dla mnie terra incognita. Nie gardzę już tymi winami z zasady, ale nie zdążyłem ich poznać. Owszem, częstowano mnie najlepszymi winami węgierskimi z Villány i były znakomite, jestem wielkim amatorem tokaju, ale nawet do tego doszedłem przez Francję.
Jak?
Kiedyś w enotece w Bordeaux znalazłem osamotnioną butelkę tokaju, a było to wtedy, kiedy zacząłem podziwiać sauternesy.
Czyli wina słodkie.
Są fenomenalne, kiedyś przywiozłem wino z winnicy naprzeciwko legendarnej Château d’Yquem, wino z młodych krzewów, z fazy kiedy ledwo pojawia się szlachetna pleśń. Oni robią z tego wino wytrawne, z aromatem sauternesa, niesamowita sprawa.
Gruzja dla pana nie istnieje?
Kiedy zabiegałem we Wspólnocie o politykę dobrego sąsiedztwa z Gruzją, Ukrainą, Mołdawią, to najbardziej opornym Francuzom tłumaczyłem, że Gruzini robili wino, kiedy oni byli jeszcze na drzewach.