Premier Morawiecki zapowiedział gotowość do współpracy z opozycją w sprawie odwołania Mariana Banasia. Czy Polskie Stronnictwo Ludowe będzie chciało rozmawiać w tej sprawie?

Reklama

Marian Banaś jest w pełni wytworem premiera Morawieckiego. To nie kto inny, tylko właśnie on, będąc Ministrem Finansów, uczynił go szefem Krajowej Administracji Skarbowej, a potem jako premier wyznaczył go na ministra finansów.

Nie wiedział tego, co wie teraz.

Jeśli ktoś wierzy w takie tłumaczenia, to w żywe oczy kpi z Polaków. Jako minister wiem, jakiej "wirówce" podlegają kandydaci do najważniejszych stanowisk w Polsce. Służby o każdym z nich wiedzą wszystko. O Marianie Banasiu również musiano wiedzieć. I z premedytacją pozostawiono tę tykającą bombę.

Reklama

PSL będzie rozmawiał z PiS na temat rozwiązania tej sytuacji?

To nie PSL stworzył tak patową sytuację. Kto nawarzył tego bigosu, niech go teraz je.

Reklama

Polskie Stronnictwo Ludowe popiera postulaty protestujących w Warszawie rolników?

Tak, jak najbardziej. Przede wszystkim problem polega na tym, że minister rolnictwa i podległe mu instytucje w sprawie afrykańskiego pomoru świń nie robią praktycznie nic. Jedynie gadają i gadają. Wielu rolników wciąż nie dostało wyrównania niższej ceny zbytu swojej trzody w strefach z ograniczeniami. Nadal czekają na pieniądze. Inspekcja nie ma środków na prowadzenie realnej walki z tą chorobą. Nadzór nad Inspekcją Weterynaryjną sprawuje filolog, który nie ma zielonego pojęcia o tym co trzeba robić w zakresie zwalczania chorób takich jak ASF. To ponury żart. Kolejną kwestią jest depopulacja dzików. W latach 2014-2015 przeprowadziliśmy depopulację w strefie zagrożenia, dlatego ta choroba nie rozprzestrzeniała się po kraju. Przez ponad 18 miesięcy stała w miejscu. Udowodniliśmy, że da się to zrobić. Nie chwaliliśmy się tym - opinia publiczna nie była informowana o bieżących działaniach. Po prostu robiliśmy swoje. Dziś minister tylko mówi. Ten protest Agrounii odbył się zresztą też w porozumieniu z ministrem rolnictwa, który chce publicznego, społecznego przyzwolenia na odstrzał dzików. Wiemy, że środowiska związane z ochroną zwierząt będą głośno sprzeciwiały się temu rozwiązaniu. Ale znowu ministrowi Ardanowskiemu chodzi o wywołanie awantury a nie unormowanie sytuacji. Tutaj zamiast intryg konieczne jest zrobienie porządku z dzikami, przynajmniej w strefach, gdzie występuje ta choroba.

Zrobią to myśliwi?

Mamy ogromne rzesze myśliwych, z którymi trzeba współpracować, zamiast ich krytykować i się z nimi kłócić. Poza tym mamy przecież Wojska Obrony Terytorialnej. To kilkadziesiąt tysięcy przeszkolonych ludzi pod bronią. Dlaczego mieliby nie zostać wykorzystani w tych kryzysowych warunkach? Kompletnie tego nie rozumiem.

W jakiej skali powinna być przeprowadzona taka akcja?

Uważam, że w miejscach, w których występuje choroba, powinna nastąpić pełna likwidacja dzików po ich uprzednim zebraniu. Dlaczego? Na innych terenach jest aż nadto zdrowych osobników. Tylko ten obszar, na którym dokonamy odstrzału, trzeba przez jakiś czas chronić, tak, aby zdrowe dziki nie zaraziły się od chorych zwierząt. To by zmarnowało całą pracę i postawiło nas w punkcie wyjścia.

Może władze obawiają się reakcji ekologów, która zapewne będzie zdecydowana.

Z ekologami też trzeba rozmawiać. Myślę, że udałoby się wypracować kompromis. Gdyby podchodzono do tego problemu z rozwagą, ale też odpowiedzialnością, to nie byłoby rozlewu tej choroby na tak duże obszary.

Minister dogadał się z Agrounią?

Oczywiście, że tak. Nie jest żadną tajemnicą, że resort rolnictwa przygotowuje głębokie zmiany w inspekcji weterynaryjnej i szykuje się na twardą wojnę z dzikami. A przypomnę, że już raz ją przegrał na oczach opinii publicznej. Dziś minister Ardanowski znowu chce na tym tle wykazać się aktywnością i błysnąć. A szkoda, bo żeby zająć się depopulacją dzików, nie trzeba inspirować protestów i zapraszać Agrounię, lecz dogadać się myśliwymi.

Jak minister porozumiał się z Agrounią? Wcześniej nie wydawała mu się przychylna.

Minister Ardanowski jest doskonale dogadany ze wszystkimi związkami zawodowymi i izbami rolniczymi. Dziś nie mamy autentycznej reprezentacji rolników wobec ministra. Wszyscy są ulegli, co wpływa na niską jakość zarządzania.

Ale też świadczy o jego zręczności politycznej.

Tak, i zasługiwałby na pochwały, gdyby ta zręczność prowadziła jednocześnie do rozwiązywania realnych problemów. Kłopot w tym, że minister umiejętnie jedynie wycisza problemy poprzez współpracę z organizacjami rolniczymi. One nie protestują i zarazem nie mobilizują do lepszej pracy. A poprzez zagadywanie spraw sytuacja polskiego rolnictwa się pogarsza, zamiast poprawiać.