Wszystko dobrze?
Siedzę w domu i kombinuję, czy ten wirus to nie cud.
Cud?
Bo, zobacz, siedzimy w domach z bliskimi, mamy czas dla dzieci, myślimy i rozmawiamy o rzeczach naprawdę istotnych, jesteśmy bardziej obecni i uważni.
Nie boisz się?
Nie, poczułem nawet spokój. Dopóki to wszystko było w sferze niewiadomej, bo po kolei odwoływano, a to koncerty, a to loty samolotowe i jeszcze zamykano sklepy, to wtedy odczuwałem niepokój.
A teraz już nie?
Nagle okazało się, że tego nie ma i nie będzie, że nie będzie koncertów, nie pojadę na wyspę ani do Izraela. I spłynął na mnie spokój.
Pytałem raczej, czy nie obawiasz się choroby?
Zupełnie nie, co ty? I to nie chodzi o to, że więcej ludzi ginie w wypadkach, ale po prostu nie. Okazuje się, że życie nie musi biec takim torem jak do tej pory.
To co takiego nadzwyczajnego się dzieje?
Mniej latamy, mniej jeździmy, mniej robimy szumu wokół siebie. To wyjątkowy czas i niektórzy ludzie po raz pierwszy poczują, zobaczą, że można żyć inaczej.
Czas wyciszenia?
Czas pokory, taka pokora level master. To, co się dzieje, pokazuje nam naszą małość, kruchość naszej doczesności. Nagle okazuje się, jak niewiele od nas zależy, że możemy sobie robić plany, a potem pstryk i wszystko znika. Tydzień temu żyliśmy w świecie, w którym kupowaliśmy wakacje, bilety lotnicze, zastanawialiśmy się, jakie jutro podjąć decyzje, a dziś to kompletnie idiotyczne, nieaktualne.
I nie wiemy, czy kiedyś znów będzie aktualne...
Na co dzień żyjemy, jakbyśmy mieli nie umrzeć nigdy. To Terlikowski bardzo trafnie napisał, że ludzie mają takie ciśnienie na kontrolowanie wszystkiego, że nie potrafią sobie poradzić z tym, że wirus im tę kontrolę odbiera.