Sytuacja jest paradoksalna. Kamiński jest fatalnym szefem CBA i wiedzą o tym wszyscy. Najlepiej PiS, które pokładało w nim ogromne nadzieje. CBA było przecież sztandarową instytucją IV RP. To ono miało być trybunałem, który przeprowadzi sąd nad III RP. Pokaże jej patologie, ów sławny gąszcz korupcyjnych związków zwanych układem. Tymczasem Kamiński nie złapał nie tylko grubych ryb, ale nawet płotek. Skończyło się na aresztowaniu kilku lekarzy, których musiał wypuścić z braku dowodów.
Gdyby nie zacietrzewienie przeciwników PiS, którzy z szefa CBA zaczęli robić symbol okrucieństwa IV RP, wcześniej czy później Kamiński skończyłby jak Janusz Kaczmarek. Jego własna partia oskarżyłaby go o brak gorliwości, a w końcu o kolaborację z układem. Jednak odkąd CBA zaczęto opisywać jak Łubiankę, jej nieudolny szef urósł do rangi symbolu. Szeryfa, którego niszczą obrońcy Polski Rywina.
Teraz głowę Kamińskiego po raz drugi ratują jego oponenci. Bo nacisk na jego odwołanie był zbyt wielki. I zbyt ideologicznie wyrazisty. Ścięcie Kamińskiego wyczekiwane było nie jako zwykła dymisja, ale jako spektakularny akt odcięcia się od IV RP.
Jednak nawet Platforma, która od zawsze twierdziła, że IV RP jest porażką, uznała, że nie ma powodu, dla którego egzekucję na IV ma wykonywać akurat PO. Formacja, która kiedyś poparła utworzenie CBA i która zbudowała swoją tożsamość na krytyce patologii ujawnionych przez aferę Rywina. Krytyce bardziej umiarkowanej niż PIS-owska, jednak w swym kierunku podobnej.
Ale nie chodzi tylko o lojalność wobec dawnych wyborów. Problem jest poważniejszy. Trwa dziś coś, co można nazwać walką o duszę Platformy. Ta walka, która do niedawna rozgrywała się w łonie PO, między jej skrzydłem liberalnym i konserwatywnym, dziś jest prowadzona z zewnątrz, przez tych wszystkich, których sukces Platformy zepchnął na drugoligowe pozycje. Część lewej strony chce więc PO przyciągnąć do siebie. Przekonać do odcięcia się od PiS, od IV RP, od Kościoła. Robi to nie z przyjaźni, nie z potrzeby budowania politycznej bądź duchowej koalicji z PO, ale by jednym ruchem przesunąć środek ciężkości sceny politycznej do centrum. Pozostawiając po prawej stronie jedynie PiS.
Z zupełnie innych powodów podobny manewr stosują ci, którzy krytykują Platformę z prawej strony. Wpychanie PO w formułę partii lewicowej, w dodatku broniącej dorobku III RP, jest pomysłem zarówno na jej rozbicie, jak i na odbudowanie twardszej w swej tożsamości prawicy.
Lider Platformy to rozumie. I dlatego Kamiński ocalał.