ANNA MASŁOŃ: Czy wyniki wtorkowych prawyborów w 24 amerykańskich stanach dały jasną odpowiedź na pytanie, kto dostanie partyjne nominacje w wyborach prezydenckich?
NORMAN PODHORETZ*: Nie do końca. Niby John McCain ma już nominację Partii Republikańskiej w kieszeni, ale przecież cały ten prawyborczy sezon obfituje w niespodzianki. McCain był faworytem na samym początku wyścigu, później wydawało się, że zupełnie wypadł z gry, a teraz wrócił i właściwie zwyciężył. Do niedawna pozycja Rudy’ego Giullianiego wydawała się najsilniejsza, ale były burmistrz Nowego Jorku zrezygnował z dalszej walki po niepowodzeniu w prawyborach na Florydzie. Jeśli więc miałbym się zakładać, postawiłbym pieniądze na Johna McCaina, tym bardziej, że po rezygnacji Mitta Romneya jego jedynym poważnym rywalem został Mike Huckabee.
A kto będzie kandydatem Partii Demokratycznej?
Tu sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Największe szanse ma Hillary Clinton, choć z drugiej strony Barack Obama z każdych kolejnych prawyborów wychodzi coraz silniejszy i można sobie nawet wyobrazić, że była pierwsza dama przegra z nim walkę o partyjną nominację. To zaskakujące, jak zacięta jest walka w obozie demokratów. Nikt nie spodziewał się, że Obama zdobędzie tak wielu zwolenników. Hillary Clinton jeszcze przed miesiącem prowadziła we wszystkich sondażach, a teraz, choć zdobyła więcej głosów delegatów, wciąż nie zapewniła sobie nominacji. Szczerze powiedziawszy, sądziłem, że superwtorek przyniesie rozstrzygnięcie, ale myliłem się. Nic mnie już nie zdziwi w tym wyścigu.
Czy jest możliwe, że Obama i Clinton zjednoczą siły i jedno z nich będzie się ubiegać o fotel wiceprezydenta?
Zaczyna mi się wydawać, że tak właśnie może się zdarzyć. Obama jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Gdybym to ja był jego doradcą, i widziałbym, że Hillary Clinton zaczyna go wyprzedzać, doradziłbym mu, żeby przyjął propozycję wiceprezydentury. W ostatnich latach to właśnie wiceprezydent najczęściej zyskiwał nominację partii w kolejnych wyborach. Obama jest na tyle młody, że może poczekać i jeśli zostanie wiceprezydentem, to będzie na znakomitej pozycji, żeby przejąć urząd po pani Clinton. Z drugiej jednak strony, jeśli Hillary zacznie przegrywać, Obama zrobi lepiej, jeśli nie będzie z nią współpracował. Bo wtedy będzie miał szanse na wygraną w 2012 roku. To jedna z tych politycznych kalkulacji, które nigdy nie są łatwe do zrobienia, bo w polityce tydzień to bardzo długo, a co dopiero cztery lata.
A czy najbliższe miesiące przyniosą jakieś niespodziewane zwroty akcji?
Sądzę, że zacięta walka w obozie demokratów będzie trwała aż do konwencji Partii Demokratycznej w sierpniu. I wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy od bardzo już dawna na konwencji dojdzie do prawdziwego głosowania i wyboru kandydata demokratów. Wcześniej była to zazwyczaj ceremonia ukoronowania kandydata, który w prawyborach udowodnił, że ma największe poparcie. A jeśli chodzi o republikanów, to o wszystkim powinna rozstrzygnąć następna tura prawyborów. Chociaż tutaj też mogą być jakieś niespodzianki – wystarczy przecież przypomnieć, że Mike Huckabee zdobył w ostatni wtorek niespodziewanie dobry wynik. Ale stawiałbym raczej na to, że John McCain dostanie nominację, a Huckabee może być kandydatem na wiceprezydenta.
Czy John McCain ma szanse wygrać wybory prezydenckie?
Oczywiście, że tak. Zwłaszcza jeśli demokratów reprezentowałaby Hillary Clinton. Bo nowojorska senator ma w tej chwili największy elektorat negatywny, sięga on aż 40 procent! Jest wielu ludzi, którzy po prostu nigdy na nią nie zagłosują. A John McCain jest popularny wśród tak zwanych wyborców niezależnych, a nawet wśród demokratów. Jest więc poważnym konkurentem dla Hillary Clinton i może jej nawet odebrać wyborców z jej własnej partii. John McCain jest naprawdę godną podziwu postacią – był niezwykle odważny jako jeniec wojenny i udowodnił, że nie jest oportunistą. Walczy o to, w co wierzy, i nikomu nie będzie się starał przypodobać.
Nie będzie mówił, że mylił się, sprzeciwiając się zaproponowanym przez George’a Busha cięciom w podatkach, albo że nie miał racji w sprawie globalnego ocieplenia. Powie po prostu: W pewnych sprawach się nie zgadzamy, ale zgadzamy się w wielu innych. Powie: Zdaję sobie sprawę, że nie jestem dla was ideałem, ale jestem lepszym kandydatem niż ktokolwiek inny. Amerykanie lubią ludzi, którzy bronią tego, w co wierzą. Poza tym bohater wojenny z pewnością potrafiłby zadbać o bezpieczeństwo państwa – ten przekaz trafia do tych Amerykanów, którzy zdają sobie sprawę z tego, że toczymy długą i niebezpieczną wojnę.
Nie ukrywa pan, że popiera Johna McCaina. Ale gdyby wybory wygrał jednak demokrata, którego z kandydatów chętniej widziałby pan w Białym Domu?
Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale w Białym Domu chętniej zobaczyłbym Hillary Clinton niż Baraka Obamę. Oprócz tego, że wydaje mi się on pozbawiony jakiejkolwiek treści, zajmuje w wielu sprawach stanowisko, z którym nigdy się nie zgodzę. Wydaje mi się po prostu, że Obama nie ma odpowiednich kwalifikacji, żeby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Gdybym więc rzeczywiście miał wybierać, powiedziałbym, że Hillary to mniejsze zło.
Co się panu nie podoba w Obamie?
Barack Obama głosował przeciwko wojnie w Iraku, a moim zdaniem interwencja w tym kraju była konieczna. Poza tym chce, by wojska amerykańskie opuściły Irak jak najszybciej, a to byłaby przecież prawdziwa katastrofa. On w ogóle nie rozumie, o co chodzi na Bliskim Wschodzie, nie ma pojęcia o złożoności polityki zagranicznej, chce podejmować rozmowy z islamofaszystami - ma na przykład pomysł, by zwołać spotkanie z przywódcami tych krajów i dać im to, czego chcą. Nie mam pojęcia, co on tak naprawdę myśli o bezpieczeństwie Ameryki!
Wierzy pan, że bezpieczeństwo narodowe jest najważniejszą sprawą w tej kampanii?
Oczywiście, że tak. Niektórzy sądzą, że powinniśmy skupić się na gospodarce, ale wydaje mi się, że do czasu wyborów wiele jeszcze może się w tej sprawie zmienić. Bo wbrew sondażom, z których wynika, że Amerykanów obchodzi teraz tylko stan gospodarki, to bezpieczeństwo narodowe jest dla nas naprawdę ważne. I stanowisko w tej sprawie będzie najistotniejsze, by zdobyć głosy niezdecydowanych wyborców.
A jakie będą pierwsze decyzje nowego prezydenta?
Jeśli prezydentem zostanie John McCain, sprawa jest jasna. McCain zapowiedział, że się nie poddamy. Chce wygrać w Iraku i chce wygrać całą wielką wojnę z terroryzmem. Stanowisko Hillary Clinton jest dla mnie niejasne. Z jednej strony mówi, że powinniśmy wyjść z Iraku, a z drugiej strony twierdzi, że to bardzo złożona operacja i potrzebny nam szczegółowy plan ewakuacji. Wydaje mi się, że jeśli Hillary Clinton zostanie prezydentem USA, będzie o wiele bardziej rozważna niż Obama, ale z pewnością nie tak dobra jak McCain.
Czy John McCain ma w ogóle jakieś słabości?
Jego polityczną słabością jest z pewnością to, że w obrębie partii ma sporą konserwatywną opozycję, której nie podoba się, że w wielu sprawach zajmuje inne stanowisko. Chodzi m.in. o reformę sposobu finansowania kampanii wyborczej i sprzeciw wobec obniżenia podatków, co zaproponował Bush. Nie zgadzam się z jego poglądami na temat Guantanamo i sposobu prowadzenia przesłuchań, nie zgadzam się też z jego propozycją, żeby USA przyłączyły się do porozumienia w sprawie walki z ociepleniem klimatu. Poza tym McCain znany jest ze swojego wybuchowego temperamentu i pewnie nie będzie się z nim łatwo współpracowało. Wszystko to jednak jest dla mnie dużo mniej istotne niż jego twarde stanowisko w sprawie wojny z terroryzmem, którą ja nazywam czwartą wojną światową.