Czy można się dziwić, że po zbudowaniu radia, telewizji i gazety, po stworzeniu własnej szkoły ciągnie go do działalności gospodarczej? Że zostawiając w tyle całą resztę Kościoła, marzy o geologicznych odwiertach.
Swoim zwolennikom ojciec Rydzyk składa ofertę. Nie podoba nam się współczesny świat, stwórzmy własny. Jak Polacy w XIX-wiecznej Wielkopolsce, którzy sfrustrowani panoszeniem się niemieckich elit zaczęli budować własny samowystarczalny kapitalizm. A tak postrzega współczesną Polską wielu słuchaczy Radia Maryja.
To oferta atrakcyjna dla tych, którzy dziś skoczą za ojcem Rydzykiem w ogień, a w każdym razie nie poskąpią mu datków. Amerykańscy kaznodzieje funkcjonują tak czasem przez wiele dziesięcioleci. Budując własny sukces, ale także dając wiernym poczucie wspólnoty.
Kryje się w tym jednak realne niebezpieczeństwo. Owym kaznodziejom powijała się czasem noga. Jako ofiary własnych lub cudzych pokus bywali demaskowani przez wiernych albo kończyli bankructwem. A przecież Polska nie jest Ameryką z jej kultem indywidualnego sukcesu. Możliwe, że niezamożni wyznawcy ojca Tadeusza zniosą wiele. Nie trafia do nich dzisiaj uwaga jednego z księży, że eksploatacja wód geotermalnych kiepsko się połączy z ewangelizacją. Ale czy nie poczują się na koniec dodatkiem do biznesowej aktywności ich idola? Nie spytają, gdzie się zagubił cel ostateczny? Może nie jutro, ale za parę lat?
Na dokładkę amerykańscy ewangeliści nie działają w ramach instytucji tak scentralizowanej jak Kościół katolicki. Polscy biskupi, ba, zakonni przełożeni ojca Rydzyka też mogą się w końcu poczuć nieswojo. Bo idąc na skróty, naruszając prawo, narażając się na zarzuty posła Palikota, że jest głównym polskim oligarchą, ojciec Rydzyk wystawia na szwank autorytet ich wszystkich. Ale korzyści chce mieć sam.
A nadzoru nad sobą nie uznaje żadnego. Niezgodnie z logiką tej instytucji. Dziś paradoksalnie ojciec Rydzyk pod sztandarami tradycyjnego katolicyzmu zmienia naturę kościelnych instytucji bardziej niż najgorliwsi nowinkarze. A równocześnie balansuje na granicy sukcesu i wielkiego ryzyka. Do tej pory wiele razy dowodził swego pragmatyzmu, pokazywał, że umie się cofać. Ale ujawniał też czasem twarz człowieka wierzącego, że może wszystko. Jak będzie tym razem?