Magdalena Rigamonti: Ilu jest chorych w Polsce?

Dr Paweł Grzesiowski: Od 10 do nawet 20 razy więcej niż podają codzienne statystyki. Jeśli wczoraj podano, że zachorowało 10 tys. ludzi, to trzeba się liczyć z tym, że było to co najmniej 100 tys. Niedoszacowanie wydaje się minimum dziesięciokrotne. No, ale kiedy zacząłem mówić publicznie, że w Polsce chorych jest już grubo ponad milion ludzi, to usłyszałem, że jestem tylko niedokończonym pediatrą. Cóż, ludzie, którzy są w polityce, w tzw. centrach kryzysowych, w ogóle nie biorą pod uwagę różnych źródeł danych epidemiologicznych i z jakichś powodów wolą opierać się na obrazie, który kreuje się wyłącznie na podstawie liczby przeprowadzonych testów. Wie pani, wiosną w Bergamo zarejestrowano 13 tys. przypadków, a zachorowało 600 tys. ludzi... Niedoszacowanie 45-krotne! Powtarzam, żeby rządzący zwrócili uwagę na to, ile osób chodzi niezdiagnozowanych. To, że obecnie testowane są tylko osoby pełnoobjawowe, jest wielkim błędem. Myślenie w Ministerstwie Zdrowia jest takie: nie testujmy niepełnoobjawowych, bo to nam tylko zużywa testy. A podstawowym błędem w epidemiologii jest brak śledzenia nosicieli i kontaktów. Azja wygrywa w tej chwili z wirusem dlatego, że tam każdy kontakt jest monitorowany. U nas to się dzieje z wielkim opóźnieniem albo wcale, bo sanepid ma strukturę i sprzęt sprzed stu lat. Dlatego chorych będzie przybywać lawinowo. Ktoś, kto o tym informuje, jest w Polsce oskarżany o panikowanie, straszenie. I odsuwany od kształcenia kadr medycznych. Ja organizuję od początku pandemii co piątek otwarte webinaria i na ostatnim mieliśmy ponad 1 tys. uczestników!

Reklama

Nie chciano pana w Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, w którym uczył pan lekarzy.

To placówka podległa Ministerstwu Zdrowia. Podziękowano mi za współpracę, dając do zrozumienia, że to wynika z mojej aktywności pozaakademickiej, bo naukowo to mam dorobek gotowy do habilitacji. Nie ukrywam swojej wiedzy, przeciwnie, mówię publicznie to, co myślę. I efekty już są. Mówiłem o problemie, ale nikt się nim nie zajął. Tylko mną. Tak to się robi w Polsce. To są proste, prymitywne sygnały, żeby zniechęcić do aktywności ludzi myślących niezależnie. Ktoś się musiał pogłowić, jak może mi uprzykrzyć życie, jak doprowadzić do tego, żeby nie było przy moim nazwisku szyldu państwowej instytucji uczącej lekarzy i utrzymywanej przez Ministerstwo Zdrowia. Tak to czytam.

Krytykował pan rząd, rozpolitykował się pan.

Nie jestem politykiem i nie komentuję polityki. Jak ognia unikam politycznych szyldów. Przecież już wcześniej pojawiały się zaproszenia, a to sztabu Szymona Hołowni, a to żebym został konsultantem PO. Odmawiałem, odmawiam i będę odmawiał, bo tylko ekspert niezależny od polityki czy przemysłu może rzetelnie doradzać. I ja nikomu nie odmawiam mojej wiedzy medycznej. Od początku pandemii skorzystało z moich konsultacji ponad 100 podmiotów, od hoteli przez szpitale po wielkie zakłady przemysłowe. Nie mieszam się w żadne sprawy związane z polityką, bo wiem, że to byłby koniec mojej niezależności. Nie mam też zamiaru robić kariery politycznej. Moje komentarze są merytoryczne. I nie straszę, nie panikuję, mówię tylko proste prawdy, np. że jeden przypadek zakażenia w przedszkolu oznacza dla pracowników sanepidu 200 rozmów telefonicznych. Kto ma je prowadzić? Sanepid stał się całkowicie niewydolny. Nie jest w stanie w czasie rzeczywistym prowadzić wywiadów z potencjalnie zakażonymi. Z prostego powodu, nie ma ludzi, nie ma sprzętu, nie ma nowoczesnego oprogramowania, tam nie ma kto pracować. A przecież od maja można tam było przerzucić i przeszkolić tysiąc nowych pracowników, poprzenosić ich z innych urzędów. No ale w maju szykowano wszystko pod wybory. Mówiliśmy, że wybory wiosną to katastrofa, nie tylko dlatego, że ludzie pójdą masowo do urn wyborczych, lecz także dlatego, że siły i środki zostaną przekierowane na inne cele niż walka z pandemią. A teraz w panice, w strachu jest rząd. Obserwujemy przecież chaotyczno-lękowo-histeryczne reakcje. Bez długofalowej strategii, tylko rzucanie się w różnych kierunkach, bo na wszystko za późno. Minister Niedzielski współpracuje z matematykami z uniwersytetu. Oni kreują modele, wedle których liczba dziennych zachorowań będzie dochodzić do 70 tys., a to oznacza, że 5 tys. tych chorych będzie wymagało opieki szpitalnej. A to już jest przecież katastrofa humanitarna.

CZYTAJ WIĘCEJ W PIĄTKOWYM MAGAZYNIE DGP>>>