Moja ówczesna partia przez lata starała się być partią państwową, budżetową, a nie odpowiadała na potrzeby własnych wyborców i grup które reprezentowała. Używaliśmy złego języka do komunikowania się ze społeczeństwem, w tym przede wszystkim z inteligencją, a więc grupą, do której w stopniu największym skierowane było przesłanie tak Unii Demokratycznej, jak i Unii Wolności. Kiedy współtworzyliśmy rząd Jerzego Buzka w koalicji z AWS, powinniśmy bardziej skupić się właśnie na dotarciu do tej grupy, np. poprzez uczynienie ministrem kultury jakiejś znakomitej postaci z naszego środowiska.
Tymczasem właśnie to ministerstwo oddaliśmy koalicjantowi, skupiając się na działaniach w innych dziedzinach. W tym czasie powstał Komitet Obrony Nauki Polskiej, w który winniśmy się bardzo mocno zaangażować i m.in. dzięki temu skierować jasne przesłanie do środowisk edukacyjnych, uniwersyteckich i naukowych. Podobnie ma się rzecz z organizacjami pozarządowymi - bo skoro jednym z filarów naszej filozofii była wizja budowy społeczeństwa obywatelskiego i Polski samorządnej, to niezbędnym było silne odwołanie się do tych organizacji i środowisk. Tymczasem tego nie było.
Po wielkiej porażce, którą były niewątpliwie wybory parlamentarne w 2001 r., jest niezwykle trudno coś odbudować. Jak się okazało, niezwykle trudno jest również odzyskać ludzi - ich poparcie i wiarę w skuteczne działanie. Ostatnim sukcesem środowiska politycznego, które reprezentuję i z którym się utożsamiam, były wybory do Parlamentu Europejskiego w 2004 r. Były one ostatnią próbą odwołania się do ludzi, którzy nas dotąd popierali. Nie był to może wynik wysoki, bo zdobyliśmy wówczas przede wszystkim głosy elektoratu wielkomiejskiego. Później nastąpiła kolejna i - w mojej ocenie - bardzo źle przeprowadzona próba przekształcenia Unii Wolności w Partię Demokratyczną.
Otwarcie się na zwolenników lewicy oceniam jako strategię błędną, w tym mój osobisty błąd, bo sam się swego czasu za nią opowiadałem. Okazało się, że mimo ówczesnego zbliżenia się Platformy Obywatelskiej do programu i metod działania PiS-u, nasi potencjalni zwolennicy woleli wybierać PO, niż głosować na niepewny nowy twór. Nie ma dziś żadnej wątpliwości, że grupa elektoratu, która obecnie popiera SLD, to wyborcy czysto resentymentalni, tęskniący za PRL. Ta grupa czasem się rozszerza, czasem kurczy, a jednocześnie pseudolewicowe SLD stało się ugrupowaniem, w którym cynicznie nastawiony aparat nie jest w stanie przekazać żadnej ważnej idei.
Rządy Platformy Obywatelskiej są o tyle ułatwione, że choć niewiele robi, to nie czyni głupstw. Wobec niej nie ma właściwie alternatywy politycznej, tym bardziej że poza jałowym SLD ma naprzeciw siebie bardzo anachroniczną opozycję w postaci PiS odwołującego się do resentymentów, które Polacy w znacznej mierze odrzucili. Odrzucają też ideowy fanatyzm PiS i awanturniczą politykę jedynej racji.
To wszystko powoduje, że dla wyborcy umiarkowanego nie ma właściwie alternatywy. Jestem jednak zdania, że istnieje silne zapotrzebowanie na ugrupowanie polityczne o profilu ideowym, które kiedyś reprezentowaliśmy - tym bardziej że Platforma Obywatelska jest jednak silnie konserwatywna i w znacznym stopniu zatraciła swój liberalny i obywatelski charakter. Tymczasem za jej początkowym sukcesem stało właśnie odwołanie się do obywatelskości i wartości, które przyświecały działalności np. Unii Wolności. To tam znajduje się grupa, do której powinniśmy się zwrócić - chodzi o ludzi młodych, dla których liberalizm, otwartość są naturalną postawą życiową. Moim zdaniem jest w Polsce miejsce na myślenie liberalno-społeczne, na pokazanie alternatywy, że „można inaczej”, ale nasze środowisko jest przykładem na to, że nie potrafi tego zrealizować i przekuć takiego zapotrzebowania w polityczną praktykę i nową formułę działania.
Poza tym scena polityczna zdominowana jest przez dwie duże partie i to miejsce jest bardzo trudno wypełnić, a my, niestety, jesteśmy tego przykładem. Jeśli nie potrafi się przewartościować własnej wizji polskiej polityki, uznać własnych błędów i porażek, to nie można liczyć nawet na koniunkturę i nowe rozdanie polityczne, które mogłoby nastąpić, np. w drugiej połowie obecnej kadencji. Jeśli nie ma się pomysłu i odpowiedzi na bieżące wyzwania, to nie ma szans na nic. Być może dokona tego kolejne polityczne pokolenie, które uzna, że są to sprawy, w imię których warto działać publicznie. Tacy ludzie istnieją, znam ich wielu. Wolą jednak pracować w organizacjach pozarządowych, działać społecznie. Od polityki skutecznie ich odstrasza jej miałkość, nepotyzm i prywata.
Ale na szczęście Polska, przy wszystkich błędach i małościach, jest krajem sukcesu osiągniętego wysiłkiem i przedsiębiorczością ludzi. I w tym jest pewne pocieszenie, że droga, którą budowaliśmy jeszcze jako Unia Demokratyczna, była wybrana właściwie.