DGP: Kim jest Fahim Kureszi?

Spencer Akcerman: Miał 13 lat, gdy padł ofiarą ataku z użyciem drona - była to pierwsza tego typu akcja amerykańskiego wojska po rozpoczęciu rządów przez prezydenta Baracka Obamę. Feralnego dnia jego rodzina zebrała się, żeby świętować powrót wuja z udanej podróży w interesach do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ogień spalił całą lewą połowę ciała chłopca, który także stracił oko i zapadł w śpiączkę. Gdy się obudził po 40 dniach, usłyszał, że zginęła większość jego krewnych, więc teraz on - jako jeden z najstarszych mężczyzn w rodzinie - będzie musiał zarabiać na utrzymanie innych. Pierwszy raz rozmawiałem z Fahimem w 2016 r. „Nie da się zaprzeczyć, iż wystrzelone z dronów rakiety czasem dosięgną kogoś naprawdę niebezpiecznego” - mówił mi Fahim. Ale, co podkreślam, najczęściej trafiają w kolejkę ludzi stojących przed piekarnią lub w żałobników. „Dlatego - kontynuował - żaden poczet światowych tyranów nie będzie kompletny bez Obamy”.
Dlaczego Ameryka w styczniu 2009 r., blisko dekadę po zamachach na wieże WTC, nieomal zabiła 13-latka w Pakistanie? W kraju, z którym nie prowadzi wojny?
Atak, którego ofiarą padł Kureszi i jego klan, miał być wymierzony w talibów. Dla mnie ta historia doskonale obrazuje to, co się działo wtedy, kiedy wojna z terroryzmem miała zostać ograniczona i być prowadzona z użyciem precyzyjnych środków. Już nie inwazje i obalanie reżimów, ale drony i nasłuch elektroniczny. To pomysł czasów Obamy, który nazywam „zrównoważoną wojną z terrorem”. Ale nawet w tej nowej formie, jak się okazało, była równie destrukcyjna dla cywili. Fahim domaga się dziś od USA tylko tego, by uznano go za ofiarę wojny - tak jak inne cywilne ofiary tego konfliktu, którym w wielu przypadkach wypłacono odszkodowania. Jednak geneza tej historii sięga dalej. Od początku wojny z terroryzmem panował opór przed uznaniem jej za przedłużenie działania amerykańskiego imperium. Odmawiano przyjęcia do wiadomości, że jednostronne przyznanie sobie prawa do ustalania warunków, na jakich świat działa, w końcu zrodzi opór. USA w imię swojego interesu gospodarczego wspierały tyraniczne rządy w krajach Bliskiego Wschodu i Izraelu, a do niepokornych wysyłały sygnał, że zostaną ukarani. Nie tylko ich przywódcy, ale całe społeczeństwa, które zostaną objęte sankcjami. Ten opór wobec USA przyjmował oczywiście także fanatyczne formy. A to tylko pozwalało bronić wizerunku niewinnej demokracji, która nie ma sobie nic do zarzucenia. Pytanie o to, dlaczego USA mogły zrobić z Fahimem to, co zrobiły, jest tak naprawdę pytaniem o to, w co wierzy to potężne imperium. Szczególnie gdy uważa się za ofiarę.
Reklama
Ale USA były ofiarą ataku: mamy właśnie jego 20. rocznicę. Odpowiedź na WTC miała być precyzyjna. Co poszło nie tak?
Reklama
Ja sam 11 września 2001 r. czułem żądzę odwetu, nawet jeśli tak tego wówczas nie nazywałem. I właśnie z powodu tego, jak działa amerykańska świadomość i historia, od razu byliśmy gotowi do odwetu. Przez to, że nie rozumieliśmy do końca, kto i jak był w stanie nas zaatakować, pozwoliliśmy sobie na tak ogólne i szerokie zdefiniowanie naszej kontry. Poszliśmy na wojnę z, mówiąc potocznie, czymśtam islamskim. A ten brak konkretu był celowy i zamierzony. To był wybór, jakiego dokonano w Waszyngtonie, by szybko przyznać prezydentowi niemal nieograniczoną władzę. I by z tej władzy korzystały także służby bezpieczeństwa.