Hannes Gissurarson politolog z Uniwersytetu Islandii, który inspirował wolnorynkowe reformy przeprowadzone przez rząd Davio Oddssona na Islandii. Zwolennik klasycznego liberalizmu.
Gdy rozmawiamy, trwa szczyt klimatyczny w Glasgow. Nawet królowa brytyjska nawołuje do tego, by liderzy wreszcie zobowiązali się do czegoś konkretnego, bo zmiany klimatu to coraz większe zagrożenie. Ucieszy się pan, gdy się im uda?
Hannes Gissurarson:Nie do końca. Po pierwsze, nie mamy pewności, że klimat, który mieliśmy dotąd, był dla nas optymalny, a zatem że jego zmiana jest z definicji czymś złym. Może być tak, że wzrost temperatury o 1 st. C okaże się korzystny dla takich państw, jak Polska czy Islandia. Następnie, nie wkroczyliśmy chyba w magiczną erę, w której tylko człowiek - natura już nie - wpływa na średnie temperatury na Ziemi. 1000 lat temu, gdy wikingowie przybyli do Ameryki i próbowali się tam osiedlić, temperatura była wyższa niż potem w czasie małej epoki lodowcowej. Mimo że nie było przemysłu.
Naukowcy podkreślają jednak, że obecny wzrost temperatur właściwie jest w całości wywołany przez działalność ludzi.
Nie chcę tego podważać. To wysoce prawdopodobne, że człowiek ma tak głęboki wpływ na przyrodę.
Zmierzamy w kierunku katastrofy. Zagrażamy nie tylko sobie, lecz także przyszłym pokoleniom. Takie jest obecnie powszechne przekonanie.
Nawet jeśli będziemy katastrofistami, wzywającymi do natychmiastowych działań, powinniśmy zapytać: jakich działań nam potrzeba? Centralnych planów? Nie. Własności prywatnej.
Ależ to ona, jak się uważa, przywiodła nas tu, gdzie jesteśmy.
Chodzi o powiązanie kwestii środowiskowych z własnością prywatną i jasne zdefiniowanie odpowiedzialności wiążącej się z tą własnością - oto droga do polepszenia kondycji środowiska naturalnego. Słonie i nosorożce w Afryce to gatunki zagrożone wyginięciem. Dlaczego? Bo lokalne społeczności nie dzierżą nad nimi kontroli. Powinniśmy przekazać prawa własności do tych gatunków ludziom, którzy w ich sąsiedztwie żyją na co dzień. Mieliby wtedy bodziec do ochrony tych gatunków. Ochrona środowiska to puste hasło, gdy zabraknie jej strażników. Prawdziwy strażnik to człowiek, który ponosi odpowiedzialność. A to może dać tylko poczucie posiadania na własność. Dzisiaj słonie nie należą do nikogo konkretnego.