Wystąpienie Obamy było najbardziej oczekiwanym punktem poniedziałkowego programu COP26, m.in. dlatego, że to za jego prezydentury zawarto w Paryżu globalne porozumienie w celu zatrzymania zmian klimatu.

Nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, aby rozwiązać ten kryzys. Będziemy musieli zrobić więcej. Nie jesteśmy ani trochę w pobliżu miejsca, w którym powinniśmy być - mówił Obama, wskazując, że większość krajów nie wypełniła swoich obietnic złożonych zgodnie z porozumieniem paryskim. Konsekwencje niewystarczająco szybkiego działania stają się przez cały czas coraz bardziej widoczne - podkreślił.

Reklama

Obama krytykuje Trumpa

Skrytykował swojego następcę Donalda Trumpa za wycofanie się z porozumienia paryskiego, ale powiedział, że pod przywództwem Joe Bidena administracja USA "ponownie zaangażowała się" w walkę o klimat. Niektóre z naszych postępów utknęły w martwym punkcie, kiedy mój następca postanowił jednostronnie wycofać się z porozumienia paryskiego. Naprawdę nie byłem z tego powodu zadowolony - przyznał Obama, który sprawował urząd w latach 2009-2017.

Obama powiedział również, że "zniechęcające" jest to, że przywódcy Chin i Rosji, krajów kluczowych dla walki ze zmianami klimatu, nie przyjechali na konferencję do Glasgow. Jak dodał, ich dotychczasowe działania najwyraźniej sugerują "niebezpieczny brak pilności i chęć utrzymania status quo".

Nie możemy sobie pozwolić, aby pozostać tu, gdzie jesteśmy. Świat musi zrobić krok naprzód i to już teraz. Są chwile, kiedy wątpię, czy ludzkość zdoła się zebrać do wspólnego działania, zanim będzie za późno. Obrazy dystopii zaczynają wkradać się do moich snów - mówił były prezydent USA.

Reklama

Użył określenia "ucieczka tchórzy" i powiedział delegatom, że świat nie może sobie pozwolić na poczucie beznadziei. Jako powód do optymizmu określił przyjęte podczas pierwszego tygodnia COP26 zobowiązanie ponad 100 państw do ograniczenia emisji metanu w ciągu obecnej dekady o 30 proc. w stosunku do poziomu z 2020 roku. Ocenił, że kluczowy cel, jakim jest utrzymanie wzrostu temperatury w granicach 1,5 st. C, "będzie trudny", ale "jeśli pozostaniemy przy nim, uda nam się go zrealizować".

Obama mówił też, że przesłanką dającą nadzieję jest coraz większe zaangażowanie młodych ludzi. Przyznał, że "mają oni prawo być sfrustrowani", ponieważ jego pokolenie nie zrobiło wystarczająco dużo, by stawić czoła zmianom klimatu. Powiedział, że jeśli są oni uprawnieni do głosowania, powinni tym się kierować w wyborach. Głosujcie tak, jakby wasze życie od tego zależało, bo tak jest - przekonywał. Zimny, twardy fakt jest taki, że nie będziemy mieli bardziej ambitnych planów klimatycznych wychodzących od rządów, chyba że rządy poczują jakąś presję ze strony wyborców - wskazywał.