Ministrowie edukacji, a i owszem, chętnie, przy czym ten obecny stoi na straży (polskich) granic moralnych wręcz z entuzjazmem. Nowe przedmioty? Tak, byle repolonizujące szkołę. Nowe podręczniki? A jakże, byle pisane alfabetem narodowego Morse'a. Ostatnio nawet toaleta w publicznym warszawskim liceum stała się obiektem gniewnych filipik prof. Czarnka, bo głęboko niesłusznie szkoła sama lepiej wiedziała, czy potrzebna jest specjalna toaleta dla nastolatków tzw. niebinarnych.
Przed wojną sanacyjny premier wsławił się propagowaniem wiejskich wychodków, powszechnie zwanych od tego czasu „sławojkami”; dziś znalazł godnego następcę w tematyce, wydawałoby się, zapomnianej. To się nazywa promocja przedmiotu „Historia iteraźniejszość”!