Dwadzieścia lat po upadku Muru Berlińskiego, główna linia podziału Unii Europejskiej przestaje przebiegać między byłymi krajami komunistycznymi a zamożnymi państwami Zachodu i jest coraz wyraźniej zastępowana przez przepaść między południem i północą kontynentu. Najbardziej spektakularnym tego objawem są wchodzące w trzeci tydzień zamieszki w Grecji. Społeczeństwo, którym rządzą korupcyjno-nepotystyczne układy, wykształceni młodzi ludzie nie mogą liczyć na więcej niż kilkaset euro miesięcznych zarobków, jeśli nie mają odpowiednich znajomości, a setki tysięcy osób nie znajduje innej formy protestu niż niszczenie własnych miast - to sytuacja, która jest trudna do wyobrażenia nie tylko w Szwecji, Holandii czy Niemczech, ale także Polsce czy Czechach.

Reklama

Na południu Europy Grecja nie jest jednak wyjątkiem. Bułgaria i Rumunia są postrzegane w Brukseli jako równie beznadziejne przypadki skorumpowanych państw, których wyciągnięcie "na prostą" zajmie lata. W głębokim kryzysie gospodarczym podrążają się Włochy, które raz jeszcze powierzyły swój los mało obliczalnemu Silvio Brelusconiemu. Kraj niedawno przeżył falę antyemigranckiej nagonki, z trudem próbuje uporać się z sycylijską mafią i pogodził się z układem, w którym szef rządu, poprzez należne do niego spółki lub z tytułu kierowania państwem ma decydujący wpływ na niemal wszystkie kanały telewizyjne kraju. To tyleż problemów, które na szczęście są obce Polsce.

W tym kontekście Hiszpania była do tej pory chlubnym wyjątkiem na południu Europy. Dokonała w ciągu jednego pokolenia niezwykłego skoku gospodarczego dochodząc niemal do poziomu rozwoju Niemiec, a głębokie zmiany cywilizacyjne przygotowały społeczeństwo do bezkonfliktowej integracji milionów imigrantów, głównie z Afryki Północnej. Jednak kryzys stawia dziś pod znakiem zapytania hiszpański "cud": eksperci twierdzą, że mogą minąć lata, zanim kraj powróci na ścieżkę szybkiego wzrostu.

To wszystko otwiera niezwykłą szansę przed Polską. Jeśli, jak twierdzi minister Jacek Rostowski, nasz kraj zdoła w krótkim czasie przełamać spowolnienie rozwoju gospodarczego, a rząd utrzyma stabilność systemu bankowego i zapobiegnie spektakularnym bankructwom, może się okazać, że już niedługo Polska zacznie być traktowana przez Paryż, Berlin i Londyn jako część przewidywalnej awangardy Europy, a rolę drugiej ligi Unii przejmą od nas państwa Morza Śródziemnego.

Reklama