Telewizja publiczna jest instytucją, która mogłaby sobie pozwolić na różnorodność publicystyki. Byłoby wspaniale, gdyby na antenach TVP programy publicystyczne były docenione i mogły reprezentować rozmaite punkty widzenia - bo na tym polega publicystyka. Miejsce powinno znaleźć się tak samo dla Jana Pospieszalskiego, jak dla Tomasza Lisa, dlatego z żalem przyjmuję zmiany ramówki, które po raz kolejny marginalizują jednych autorów, a faworyzują innych.
Niestety, dzieje się tak za każdym razem, kiedy zmieniają się władze TVP. Nowy prezes od razu zaczyna wykonywać chaotyczne ruchy w zależności od tego, co jego zdaniem przyniesie mu polityczne korzyści. A najchętniej majstruje się właśnie przy publicystyce. Przestałam już wierzyć, że może być inaczej. I nie wierzę w krokodyle łzy wylewane nad upolitycznianiem mediów publicznych, bo każda kolejna ekipa robi dokładnie to samo co poprzednia.
Jako dziennikarka konkurencji mogę dodać tylko, że zazdroszczę Tomaszowi Lisowi. Sytuacja, w której cała stacja pracuje na jak najlepszą oglądalność mojego programu, to luksus. Chciałabym jednak doczekać dnia, gdy w TVP pojawiać się będą programy, które po prostu dobrze się oglądają. Bez zdejmowania Jamesa Bonda.