To co wzrusza do szpiku kości lub równie mocno zaboli, odciska najtrwalsze ślady w ludzkiej pamięci. Po prostu tak już ona działa. Zaś wigilijny wieczór i wszystko, co wokół niego się dzieje z wielką siłą wpływa na nasze emocje, a następnie wspomnienia. Nawet jeśli nie jest się katolikiem, chrześcijaninem, osobą wierzącą, nie obchodzi się Bożego Narodzenia, wyjedzie się na drugi koniec świata i tak ten dzień w końcu odciśnie swój ślad. Zrobi to wcześniej, czy później któraś z kolejnych Wigilii. Staje się to nieuniknione wraz z nadejściem trudniejszych czasów. Obecne powoli zaczynają wystarczać ku temu. A przecież bywały jeszcze gorsze.

Reklama

Wigilia - święto rodzinne. Moc budzenia nadziei

Pewną odpowiedzialność ponoszą za to biskupi, którzy na synodzie w Laodycei w 364 r. zakazali wiernym urządzania uczt w świątyniach. Wspólne, nocne czuwanie przed dniem narodzin Chrystusa, ubogacone posiłkiem, przeniosło się więc do prywatnych domów. Tak Wigilia stała się z czasem świętem rodzinnym gromadzącym w jednym miejscu ludzi spokrewnionych lub sobie bliskich. Do tego jeszcze w Polsce nadchodzi akurat w ten wieczór, gdy cały świat zdaje się kurczyć z zimna i mroku. Wówczas ludzie wyjątkowo mocno potrzebują bliskości innych. Bez niej nasza psychika trzeszczy i pęka po ciężarem złych myśli. Stąd też samotne Wigilie niosą ze sobą falę przygnębienia mogącego zabić.

Reklama

Natomiast jeśli się choć namiastkę bliskości dostanie, wówczas Wigilia ma moc budzenia nadziei. Uczucia często irracjonalnego. Nie działa ona przecież jak czarodziejska różdżka i nie rozwiąże żadnego problemu. Nie sprawi, że znikną czające się wokół niebezpieczeństwa. Ale bez niej brak sił, by długo stawiać im czoła. Nie sposób też wówczas mówić o zachowaniu wiary w to, że czeka nas w życiu jeszcze coś dobrego, a wszystko ułoży tak jak powinno.

W trudnych czasach nadzieję można czerpać w wigilijną noc nawet z czegoś, co absolutnie nie powinno jej dawać. Głodni, brudni, bez zdejmowania butów od czterech dni, uważamy się i tak za uprzywilejowanych wobec naszych chłopców, którzy te cztery dni siedzą w okopach, na zimnie, często o trzydzieści kroków od Moskali – tak zapamiętał 24 grudnia 1914 r. naczelny lekarz 1 pułku piechoty Legionów Sławoj Felicjan Składkowski. Późniejszy premier wraz całą Pierwszą Brygadą szykował się na spędzenie Bożego Narodzenia pod Łowczówkiem. Nikt nie miał nadziei, by ocalić cokolwiek z chrześcijańskiego święta, gdy wszystkie siły trzeba było wytężyć, żeby odpierać kolejne natarcia wojsk rosyjskich. W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać "Bóg się rodzi"… I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów! – zapamiętał Składkowski. Miały lata, a on wspominał z niezmiennym wzruszeniem noc, dającą irracjonalną nadzieję w strasznym czasie.

Siła Wigilii

Taka siła Wigilii nie jest czymś nadzwyczajnym. Doświadcza się jej w naszej kulturze od stuleci, bez względu na płeć czy wiek. Aby to dostrzec wystarczy zajrzeć do wspomnień zwykłych ludzi. Poprzednie pokolenia zostawiły ich po sobie dziesiątki tysięcy. Opowiadają one przeważnie zwyczajne historie, acz w trudnych czasach niezwykłe. Oto mała Ania Kicińska wraz z rodzicami i pięciorgiem rodzeństwa została wysiedlona w 1939 r. z przyłączonej do III Rzeszy Branicy do Generalnej Guberni. Schronienie znaleźli na Lubelszczyźnie. Siedemdziesiąt lat później dla Fundacji Moje Wojenne Dzieciństwo” spisała wspomnienia. „Zbliżały się kolejne okupacyjne święta Bożego Narodzenia. My, dzieci, chodziłyśmy smutne. Wiedziałyśmy, że nie mamy na co liczyć. W przeddzień wigilii rodzice wcześnie położyli nas spać, a sami siedzieli jeszcze przy stole. Zasnęłam, ale obudził mnie jakiś szelest. Paliło się światło lampki – zapamiętała ze szczegółową dokładnością. Zobaczyłam wtedy, że tata po cichu oprawiał choinkę, ustawiał ją na stołeczku w rogu naszej izdebki. Mama szybko, jak zwykle, kleiła z kolorowego papieru długie, długie łańcuchy i ubierała nimi choinkę. Wieszała na niej malutkie jabłuszka. Będziemy mieli Święta – pomyślałam i szczęśliwa usnęłam – wspominała pod koniec swego życia.

Rzeczą nieistotną było, że obficie zastawiony stół w trudnych czasach stał się nierealnym marzenie, podobnie jak szansa na piękne prezenty. Ważniejsza okazywała się nadzieja i idąca w parze z nią radość. Wigilia ma bowiem tę moc, że potrafi jasno oddzielić od siebie rzeczy naprawdę ważne od tych zupełnie bez znaczenia. Wszystko co smaczne, przyjemne lub zabawne okazuje się jedynie dającą przyjemność wigilijną dekoracją, na którą nas stać w dobrych czasach. Całkiem nieistotną dla samego święta i jego uczestników. O dekoracjach zapomina się bowiem najszybciej.

Bartoszewski: Wigilię robimy z puszek rybnych

"Wigilię robimy z puszek rybnych, a ponieważ uzyskałem w komendanturze zgodę na dłuższy pobyt koleżanek, o godz. 21 robimy na pierwszym piętrze wspólną uroczystość" – zapisał w dzienniku, osadzony w grudniu 1981 r. w obozie dla internowanych w Jaworze Władysław Bartoszewski. "Na korytarzu śpiewamy hymn Boże, coś Polskę, potem w pokojach kolędy. Składam na ręce Haliny Mikołajskiej życzenia im wszystkim w imieniu nas wszystkich, łamiemy się opłatkiem zbiorowo i indywidualnie. Motyw moich życzeń: już dziewiąte Boże Narodzenie w moim życiu obchodzę w więzieniu. Jest to dotkliwość, ale do zniesienia".

Dopóki człowiek zachowa nadzieję, potrafi znieść nieprawdopodobnie dużo. O wiele więcej niż zafundował nam ostatni rok oraz to, co może przynieść kolejny. Wprawdzie nie widać końca rosyjskiego najazdu na Ukrainę, inflacja nas nie opuści, codzienne życie nie stanieje. Czające się na każdym kroku kłopoty, jakie czekają i Polskę i jej mieszkańców nie znikną. Ale wbrew wszystkim zmartwieniom najważniejsze jest to, że tę Wigilię możemy spędzić spokojnie i bezpiecznie. Ci, którzy mają to wielkie szczęście, żeby nie pozostać tego wieczoru sami, otrzymują większą szansę na to, by poczuli się szczęśliwi. Już ich sprawą jest, czy potrafią ją wykorzystać.

Skoro mamy możność czerpania z Wigilii zarówno nadziei jak i wiary, to chrześcijaństwo - jak zauważył św. Paweł - jako trzecią ponadczasową siłę sprawczą, dodaje do nich miłość. A takie połączenie oferuje każdemu szansę na szczęście, zupełnie za darmo i nikt nie musi zostać pominięty.