Sprawa jest złożona, bo wszystko zależy od miejsca i specjalizacji lekarza. W małych miejscowościach rzeczywiście bywa bardzo trudno i znam wiele przypadków, gdzie oddziały są prowadzone przez dwóch–trzech lekarzy, którzy pracują ponad siły, żeby utrzymać go przy życiu. Nie ma za to dużych niedoborów w ośrodkach uniwersyteckich. Poza tym są specjalności, w których braki są bardzo widoczne, np. anestezjolodzy czy psychiatrzy dziecięcy. Dodatkowo specjaliści niekoniecznie chcą pracować w systemie publicznym. Więc choć kwestia jest złożona, wiem jedno: to, że ten system jeszcze działa, nie jest dowodem na to, że mamy wystarczającą liczbę medyków.
Absolutnie żadnych kamaszy. To błąd.
Akurat to rozwiązanie jest stosowane w wielu krajach. Odbycie stażu w jednostkach różnej referencji jest naturalne oraz z korzyścią dla obu stron: szpitali i lekarzy.