Opowiadali mi, że Jurij Grigoriewicz Bołockow nie chciał wypić toastu z okazji Dnia Zwycięstwa.

- Jakie tam zwycięstwo? - spytał zdziwiony. - Przecież przegraliśmy!

Nie uwierzyłem w tę historię. Po pierwsze prawdziwy Kozak nie odmawia kielicha. Po drugie 9 maja jest w Rosji najświętszym ze wszystkich świąt. W ten dzień nie tylko wypada, ale należy się napić. Okazało się, że nie miałem racji.

Bołockow mimo zaawansowanego wieku za kołnierz nie wylewa, ale Dnia Zwycięstwa nie obchodzi. Powody są proste. W czasie wojny walczył po drugiej stronie barykady. Przegrał i wojnę, i młodość, którą spędził na katordze.

Reklama

Jego ataman Piotr Krasnow miał jeszcze mniej szczęścia - został rozstrzelany w moskiewskich kazamatach i ogłoszony zdrajcą.

Reklama

Po latach okazuje się, że sława kozackiego atamana nad Donem nie umarła. Generał doczekał się nawet pomnika wybudowanego na prywatnej "kozackiej" posesji.

Teraz władze zastanawiają się, co zrobić: przymknąć oko czy posłać przeciwko atamanowi buldożery.

1.

Reklama

Step zaczyna się zaraz za Rostowem nad Donem. Zielono, płasko, aż po horyzont. Stanice, chutory, zadbane domki i wypielęgnowane ogrody. Potężny kontrast z zapuszczonym dalekim wschodem Rosji albo z opustoszałą Syberią. Tam Rosjanie czują się jakby mieszkali w odległych koloniach. Tu Kozacy są u siebie w domu, na swojej ziemi.

Nic dziwnego. Kozacy dońscy mieszkają tu od stuleci. Zawsze czuli się tu gospodarzami i wojownikami - lepszymi od chłopów spod Moskwy. Do dziś o mieszkańcach położonych na północ terytoriów Rosji wyrażają się z wyższością: - Kacapy nawet nie mają pojęcia, co to dobra solanka, nawet sałatkę Olivier potrafią zepsuć. Dobrze, że przyjechałeś, przynajmniej porządnie się najesz u Kozaków - mówili mi rostowscy znajomi.

2.

Potomkowie Kozaków dońskich mają powody do dumy. Zawsze byli największym wojskiem kozackim w służbie carów. Siali postrach w całej Europie: kawalerzyści, zawołani obrońcy rubieży rosyjskiego imperium. Żyjący we wspólnotach, według swojego obyczaju, demokratycznie wybierający swoich dowódców.

Kozacy, kiedyś hulający po granicach awanturnicy, rabusie, zostali z czasem przekształceni w potężną siłę wojenną. Zaprawioną w wojnach i tłumieniu powstań. Na początku XX stulecia tworzyli 474-tysięczną armię. Przy tym tanią, bo każdy Kozak miał obowiązek stawić się na służbę w mundurze, z szablą i na koniu. Do wojska szło się w wieku 18 lat, a wychodziło po latach 25 (potem okres służby zmniejszono do 20). Służyli wszyscy bez wyjątku. Nawet jedyni synowie i ostatni męscy potomkowie rodu.

- Ci jednak mieli obowiązek nosić w uchu kolczyk. Dowódcy starali się nie posyłać zakolczykowanych na najbardziej straceńcze misje - opowiadała mi Galina Astapienko, autorka książek o kozackich obyczajach.

Z Galiną Astapienko, pochodzącą ze starej szanowanej kozackiej rodziny Czekunowych, spotkaliśmy się w stanicy Staroczerkaskiej, dawnej stolicy Kozaków dońskich. Pokazywała mi pałac atamana, łańcuchy, którymi do drzwi cerkwi przykuto buntownika Stieńkę Razina, stare kurenie, zdobytą i przywiezioną tu bramę twierdzy Azowskiej.

- A co pani myśli o Piotrze Krasnowie - zapytałem.

- Doskonale wykształcony człowiek, pisarz, który opowiadał o losach Kozaków. Uwielbiam jego książki - opowiadała Galina. - W czasie rewolucji październikowej walczył z bolszewikami, tak jak większość, bo ponad 80 procent, tutejszych Kozaków.

- A w czasie II wojny światowej? Dobrze, że walczył po stronie Niemców?

Astapienko zamyśliła się: - Myślę, że to była zdrada. Choć ataman przecież nigdy nie złamał przysięgi - dodała cicho.

Piotr Krasnow rzeczywiście przysięgi nie złamał. Ślubował carowi, bolszewikom nigdy niczego nie obiecywał. Jednak nawet Astapienko, której całą rodzinę bolszewicy rozkułaczyli i wygnali na Ural, nie jest mu w stanie wybaczyć.

3.

Do stanicy Wierchniekundriuczenskaja docieram, gdy słońce ma się już ku zachodowi. Bołockowa znają tu wszyscy. Mały drewniany dom na skraju stanicy. W oknie brodata głowa starego, 84-letniego mężczyzny.

Na spotkanie gości wychodzi w kozackim mundurze, w czapce, z szablą w ręku i domowych kapciach.

- Wszyscy moi koledzy pomarli. Ja jestem ostatnim żołnierzem atamana Krasnowa - przedstawia się z dumą Bołockow. W paszporcie data urodzenia 11 listopada 1925. Do kolaboracyjnych wojsk kozackich trafił w 1943 roku - miał wtedy 18 lat. - Niemcy wzięli mnie siłą do kopania okopów. Potem siłą wcielili do wojsk kozackich. Było mi głupio, bo ojciec też walczył na froncie, tylko z drugiej strony. Bałem się, że będę musiał do niego strzelać - opowiada Bołockow.

4.

Kiedy Bołockow został wcielony do armii, ataman Piotr Krasnow był 74-letnim starcem. Od prawie ćwierć wieku na emigracji żył nienawiścią do bolszewików. Pamiętał nieudany szturm Piotrogrodu w 1917 roku, kiedy jego kawalerzyści nie potrafili przebić się przez obronę czerwonych. Pamiętał niewolę i ucieczkę nad Don. Potem chwile triumfu, gdy został wybrany atamanem Wszechwielkiego Wojska Dońskiego i proklamował Republikę Dońską, która miała być niezależnym państwem. Jego 40-tysięczna armia nie patyczkowała się z przeciwnikami: Kozaków, którzy poparli bolszewików, rozwalano na miejscu.

Ślady bratobójczych walk widać do dziś nawet w Wierchniej Kundriuczkie - rodzinnej stanicy Bołockowa. W sadzie, niedaleko drogi, stoją zarosłe krzakami dwa niewielkie pomniki z pięcioramiennymi gwiazdami. Jeden z nich poświęcony 19-letniemu Jewiginijowi Popowowi, I sekretarzowi komórki Komsomołu, który "zginął z rąk białych bandytów". - Co to za pomnik? - zapytałem Bołockowa, gdy przechodziliśmy obok.

- Bolszewicki, nie zwracaj na niego uwagi - odpowiedział starzec.

5.

Potem dla Krasnowa przyszły chwile goryczy. Nieudane ofensywy, spory z generałem Antonem Denikinem, w końcu odwrót na całej linii. Nie minął rok i ataman przegrał wojnę. Wyjechał bić się na północy, a potem opuścił Rosję. Wszechwielkie Wojsko Dońskie przestało istnieć. Bolszewicy wzięli odwet na buntownikach. W 1921 roku liczba mieszkańców kraju nad Donem zmniejszyła się o połowę.

Zaczęło się polowanie na kozackich przywódców. Kozacka tradycja była wypalana gorącym żelazem. Pojawiły się nawet nowe nazwy stanic: Lenin, Trocki, Róża Luksemburg. Ci, którzy nie potrafili dostarczyć władzy wymaganej ilości zboża, byli wysiedlani z domostw, nawet podczas ciężkiej zimy. Głód, rozkułaczanie i kolektywizacja doprowadziła Kozaków na skraj katastrofy. Byli ludźmi drugiej kategorii. Do 1936 roku nie byli nawet brani do wojska.

6.

Pewnie dlatego gdy Wehrmacht zajął w lipcu 1942 roku kozacką stolicę Nowoczerkask do wojskowego komendanta miasta przyszła delegacja Kozaków i obiecała pomoc w rozbijaniu stalinowskich oddziałów. Także zaraz po wybuchu wojny między III Rzeszą, a ZSRR część kozackiej białej emigracji opowiedziała się za przystąpieniem do wojny po stronie Hitlera.

Najbardziej aktywny był Piotr Krasnow. Ataman słał nad Don posłania: "Witać Niemców jak wyzwolicieli. Pomagać w oczyszczeniu naszej ziemi z Żydów i komunistów". Wściekał się, że generał Anton Denikin, jego dawny towarzysz walki przeciwko bolszewikom, nie chciał poprzeć faszystów. Posyłał emisariuszy, by organizowali kawaleryjskie oddziały. Wszystko udało się doskonale. W bitwie stalingradzkiej po stronie Hitlera bije się 20 kozackich pułków, w sumie 25 tysięcy osób. Kozacy znowu, tak jak w czasach rewolucji październikowej, walczyli po dwóch stronach barykady.

Po stronie ZSRR stoi Dońska Dywizja Kozacka, przekształcona w potem w V korpus kawaleryjski. W Niżnej Kundriuczkie, która sąsiaduje ze stanicą Bołockowa, stoi pomnik poległych. - W walce w szeregach Armii Czerwonej zginęło 300 naszych Kozaków - mówi Eliena Filina, miejscowa nauczycielka.

7.

Po Stalingradzie sprawy przyjmują dla Krasnowa coraz gorszy obrót. Ale generał robi wszystko, by Hitler wygrał. Osobiście jeździ po obozach jenieckich: - Pamiętajcie, że nie jesteście Rosjanami, a Kozakami. Jesteśmy narodem. Rosjanie są waszymi wrogami.

Pomaga w formowaniu kolejnych oddziałów. Dywizja kawalerii kozackiej tworzona jest w Polsce w Mławie. Tam do V Pułku Dońskiego trafia Jurij Bołockow.

15 września do Mławy przyjeżdża sam ataman. Wysłuchuje, jak młody Bołockow i reszta 18-tysięcznej formacji przysięga wierność wodzowi III Rzeszy.

8.

Drugi raz Bołockow spotkał swojego generał w Jugosławii, gdzie wspólnie z Ustaszami Kozacy walczyli przeciwko partyzantce Tito. - Ja właściwie nie walczyłem. Byłem tylko w łączności - tłumaczy. Generał nadjechał, gdy Kozacy łupili serbską wieś: - Właściwie tylko częstowaliśmy się winem - opowiada Bołockow. - Miałem trochę w czubie. Zameldowałem się przepisowo po niemiecku. Ale zobaczyłem, że to nie Niemcy, tylko nasz ataman. On uśmiechnął się tylko pobłażliwie: "Pamiętajcie, Kozacy, że łupić nie wolno", mrugnął okiem i odjechał.

Potem Bołockow już atamana nie widział. Wojna była przegrana. Cała dywizja poszła w stronę Austrii, żeby poddać się Brytyjczykom. Kozacy poddają się, uzyskując obietnicę, że nie zostaną wydani Sowietom. 29 maja są już w radzieckiej strefie okupacyjnej. - Zapakowali nas do wagonów. Któryś z kolegów powiedział: "Angielskie prostytutki nas sprzedały". Okazało się, że miał rację - wspomina Bołockow.

9.

Ataman i jego żołnierz trafiają przed sąd. Piotr Krasnow zostaje rozstrzelany w moskiewskim więzieniu Lefortowo. Jurij Bołockow dostaje 15 lat katorgi i trafia do kopalni w Norylsku. - Sędzia powiedziała: na razie 15 lat, a na miejscu się zobaczy - wspomina. Wyszedł po 10 latach. Wrócił do rodzinnej stanicy. Dowiedział się, że ojciec zginął w czasie wojny, w której walczył przeciwko Hitlerowi. - Jak pana przyjęli sąsiedzi? - pytam. - A jak mieli przyjąć? - dziwi się Bołockow. - Przecież znam tu wszystkich. Przewodniczący kołchozu, księgowy to moi kumple. Załatwili mi nawet wyjazd do sanatorium.

Przez dziesiątki lat Bołockow nie chwalił się swoją przeszłością. Teraz jest inaczej. Może nosić kozacki mundur. Ataman Wiktor Wodołacki podarował mu szablę. Ostatnio w pełnym rynsztunku występował na uroczystościach w stanicy Jełańska, gdzie modlono się pod pomnikiem jego dowódcy, atamana Piotra Krasnowa. Młodzi i starzy Kozacy z uśmiechem i szacunkiem słuchali jego opowieści.

10.

Jełańska leży 400 kilometrów na północ od Rostowa nad Donem. Posesja, na której stanęła rzeźba atamana, należy do rodziny Władimira Mieliechowa. Miał to być wypełnienie ostatniej woli jego dziada: - Wybuduj dom na brzegu Donu, posadź kalinę, wyhoduj konie i pamiętaj o swoich przodkach.

Mieliechow to biznesmen, który powrócił nad Don spod Moskwy. Na ostatnich modłach pod pomnikiem Krasnowa żalił się zebranym prawie dwustu Kozakom, który zaprosił w gości: - Zaraz po postawieniu pomnika przyczepiła się do mnie prokuratura. Siedziałem w areszcie.

Zgromadzeni Kozacy zareagowali oburzeniem. O rehabilitację kozackich oddziałów walczący przeciw Armii Czerwonej upominają się od dawna. Swojego czasu mieli nawet poparcie Deputowanego do Dumy Państwowej, wicegubernatora i oficjalnego, uznanego przez państwo atamana Kozaków dońskich Wiktora Wodołackiego. - Jakie jest dziś stanowisko władz? - zapytałem Aleksandra Kożyna, szefa rostowskiego oddziału Towarzystwa Ochrony Pomników.

- Dziś ataman Wodołacki mówi, że pośpieszył się z podnoszeniem sprawy rehabilitacji Krasnowa - odpowiada Kożyn. Zdaniem Kożyna nie należy demonizować hitlerowskiego epizodu w życiu atamana: - Ten pomnik nie jest poświęcony generałowi Wehrmachtu, a atamanowi, który zresztą ubrany jest w mundur z 1914 roku. Jeśli byśmy zwracali uwagę na szczegóły, to przecież Lenin był niemieckim agentem, co zostało dowiedzione, a jego pomników nikt nie zamierza się pozbywać - opowiada Kożyn, przyjmując mnie w gabinecie, w którym jeszcze pod koniec lat 80. odbywały się półlegalne zebrania. Omawiano w nich sposoby odrodzenia pognębionego przez komunistów ruchu Kozactwa dońskiego.

11.

Jakby nie patrzeć, dla władzy to wyjątkowo nieprzyjemna historia. Po pierwsze pomnik powstał w prywatnym ogródku i za prywatne pieniądze. Co z tego, że "ogródek" jest wielki jak stadion? Co z tego, że pomnik widać ze sporej odległości? Prywatne to prywatne. W dodatku pomnik tylko na początku czcił atamana Krasnowa. Teraz upamiętniał wszystkich Kozaków, którzy polegli w walce z bolszewikami - a to już zupełnie co innego. Niby ciągle centralną postacią monumentu jest kozacki generał z buławą w wyciągniętej ręce, w dodatku na tle krzyża. Ale z drugiej strony... Czy to aby na pewno jest Krasnow? Że podobny? No cóż to już kwestia gustu!

12.

W Rosji władze przychylnie patrzą na odradzanie się tradycji i prawosławia. Sponsorują filmy pokazujące carską monarchię. Rządzoną silną ręką, ale przecież dostatnią, uporządkowana, pełną wielkich pisarzy intelektualistów. To piękny obraz, który można łatwo odnieść do współczesności: "Rosja jest specyficzna. Nie trzeba jej sponsorowanej z Zachodu demokracji. Poradzimy sobie sami".

Z drugiej strony nie zrywają z tradycją bolszewików. Powoduje to niesłychane zamieszanie. Przeciętny Rosjanin może jednym tchem powiedzieć, że Lenin był niemieckim agentem, mordercą świętej carskiej rodziny i mężem stanu. Co więcej, nie widzi w tym żadnej sprzeczności.

Dlatego na placach wielkich miast i małych miasteczek dumnie stoją pomniki Wodza Rewolucji. Nikt ich nie zamierza zwalać z piedestałów. Na odwrót - młode pary chętnie się przy nich fotografują i składają wiązanki kwiatów. Przychodzą oddać cześć Iliczowi zaraz po cerkiewnych zaślubinach!

14.

Jedna tylko sprawa jest poza dyskusją. Historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Tu sprawy są proste jak drut. Po jednej stronie był cały naród. Po drugiej Hitler i zdrajcy narodu. Armia Czerwona wyzwalała i nigdy niczego nie okupowała. Łotewscy i estońscy faszyści robią wszystko, by "na nowo napisać" historię, ale to nie przejdzie.

Dmitrij Miedwiediew powołał komisję "do walki z fałszowaniem historii na szkodę Rosji". Parlament chce zmieniać kodeks karny, tak by karane było podważanie wkładu Armii Czerwonej w zwycięstwo nad faszyzmem czy mówienie o jakichkolwiek zbrodniach dokonywanych przez żołnierzy koalicji antyhitlerowskiej.

Historia pozostanie czarno-biała. To oznacza, że ataman Krasnow przegra kolejną wojnę - tym razem ze spychaczami i buldożerami. Prokuratura już wszczęła sprawę o propagowanie faszyzmu przeciw właścicielom posesji.

15.

Jak społeczeństwo zareaguje na zburzenia pomnika Krasnowa? Kim dla Kozaków jest ataman: bohaterem czy zdrajcą?

- Tutaj nad Donem najbardziej upowszechniona jest opinia, że wszyscy Kozacy, którzy w czasie rewolucji październikowej walczyli z bolszewikami, to bohaterowie. A ci, którzy walczyli przeciw Armii Czerwonej w czasie drugiej wojny światowej, to zdrajcy. Problem w tym, że ataman Krasnow wchodzi w obydwie kategorie - wyjaśnia historyk Aleksander Kożyn.

Wątpliwości nie ma też były ataman Niżnej Kundriuczki Paweł Andrionow: - Krasnow to bohater wojny domowej, Kozak patriota swojego narodu. Zniszczył wszystko, wojując z Armią Czerwoną w czasie II wojny światowej.

16.

Ostatni żołnierz atamana Jurij Bołockow nie przejmuje się takimi opiniami o swoim dowódcy. Żyje wśród portretów Krasnowa i niemieckich generałów, u których boku Krasnow walczył. Uważa, że dobrze przeżył życie, choć przegrał wszystkie wojny.

- Wiem, że w Niemczech mieszka wnuk generała Helmutha von Pannwitza, towarzysza broni mojego atamana. Niech pan odnajdzie adres i napisze do niego list: że jest tu stary Kozak, który walczył po ich stronie. Niech przyślą mi pieniądze albo chociaż rower, żebym mógł jeździć do cerkwi. Bo mój kraj jakoś nie chce mnie uznać za weterana wojny - prosi Bołockow na odchodne.