MARCELI SOMMER: W środę rozpoczyna się organizowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Kongres Kultury Polskiej 2009. Przed jego uczestnikami, twórcami i intelektualistami, postawiono ambitne zadania: podsumowanie stanu kultury ostatnich 20 lat, określenie przyszłych kierunków rozwoju, a także debaty nad rozwiązaniami legislacyjnymi, w tym kontrowersyjną kwestią finansowania kultury. Na czym takie podsumowanie miałoby polegać?
STEFAN CHWIN: Przypuszczam, że może chodzić o statystykę: czytelnictwa, frekwencji teatralnej, uczestnictwa w kulturze, i o wyciągnięcie z tego wniosków. Spodziewam się pod tym względem obrazu dość pesymistycznego. Po 1989 r. nastąpił, zwłaszcza w młodym pokoleniu, spadek zainteresowania kulturą wysoką. Domaga się to natychmiastowego działania.

Reklama

Czy domaga się też "nowej strategii", określenia "misji kultury polskiej", jak stwierdza w swoim tekście programowym minister Zdrojewski?
To wydaje mi się dość niepokojące w całej idei Kongresu. Kultura powinna być sferą wolności, rolą państwa nie jest w żadnym razie określanie jej zadań w sferze "polityki historycznej", nie jest nią też wskazywanie "ideowych priorytetów". Idea „umacniania tożsamości narodowej” poprzez kulturę może prowadzić do selektywnego wspierania "właściwych artystów". Gdzie w takiej wizji byłoby miejsce dla sztuki krytycznej, nonkonformistycznej? A przecież ona też jest nieodzowna. Inna sprawa, że trudno sobie wyobrazić ministra kultury, który zachęcałby do radykalnego rewidowania narodowych tradycji. Zachęcałbym jednak ministerstwo i Kongres raczej do umiarkowania w dziedzinie ideowej i poprzestania na budowaniu ram instytucjonalnych dla działalności artystycznej.

Tylko czy ramy instytucjonalne poprawią wyniki czytelnictwa w kraju?
Owszem, jest potrzebna strategia, ale nie taka, w której będzie się określało, jakie idee są godne krzewienia, a jakie nie. O ideowy pluralizm w kulturze walczyliśmy przed 1989 r. i to zobowiązuje. Chwalebne w wizji pana ministra wydaje mi się przekonanie o konieczności zwiększenia nacisku na edukację kulturalną, połączenia wysiłków z MEN. Edukacja kulturalna jest dziedziną o fundamentalnym znaczeniu, ale dotąd traktowana była przez polityków po macoszemu. Tymczasem w krajach, gdzie ten potencjał jest wykorzystywany, w Niemczech na przykład, edukacja jest skuteczną metodą przyciągania młodych ludzi do kultury wysokiej. Uważam, że ważne byłoby zachęcenie komercyjnych stacji telewizyjnych do większego zainteresowania kulturą wysoką, na przykład poprzez system ulg podatkowo-finansowych. Potrzebne są tu inicjatywy ustawodawcze. Jestem też za umacnianiem kanału Kultura w TVP.

czytaj dalej



Czy wszystkie te cele są możliwe do osiągnięcia w ciągu ledwie paru dni obrad?
Zupełnie realne wydaje mi się sformułowanie raportu z sukcesów i klęsk ostatniego dwudziestolecia kultury. Ponadto Kongres daje szanse na - niezwykle potrzebny - kompromis między środowiskami twórczymi a politykami w sprawie kształtu przyszłego systemu finansowania kultury. To powinno się udać. Oczywiście ostateczne decyzje będą zapadały na poziomie Rady Ministrów, a nie obradujących nad finansowaniem konkretnych dziedzin sztuki komisji plenarnych Kongresu. A będzie ich, o ile pamiętam, aż 26. Jest jednak szansa, że rząd podejdzie serio do rezultatów tych obrad. Z całą pewnością musi paść kwestia niedofinansowania kultury - suma dziewięciu miliardów, jaka padała ostatnio z ust polityków, może się wydawać ogromna, jednak na tle państw europejskich to niewiele.

W tekście programowym Kongresu autorstwa ministra Zdrojewskiego mocno podkreślona jest odpowiedzialność państwa za finansowanie kultury. A kwestie - wydawało się - już postanowione mają być przedyskutowane od nowa. Minister przestraszył się ostrej reakcji ludzi kultury?
Jeśli politycy elastycznie reagują na sugestie środowisk artystycznych, to dobry sygnał. Trzeba widzieć, że są dziedziny kultury, które sobie bez mecenatu państwa nie poradzą, a jednocześnie ich istnienie jest istotne. Wystarczy spojrzeć na doświadczenia państw zachodnich - na przykład kino francuskie bez ogromnych nakładów ze środków publicznych pewnie nie istniałoby wcale. Komercyjna przewaga kina amerykańskiego jest tak ogromna, że w wolnej konkurencji kino europejskie po prostu by znikło. Dlatego też cieszy, że pan minister nie jest w tej kwestii rynkowym doktrynerem.

Reklama

A nie szkoda zmarnowanego czasu? Przez ogromną część kadencji formułowano jakieś projekty, a teraz okazuje się, że startujemy od nowa, od debaty ze środowiskiem.
W tym przypadku uważam, że elastyczność jest jak najbardziej pożądana. Życzyłbym sobie, żeby rządzący przejawiali taki słuch społeczny jak najczęściej, jak najrzadziej zaś forsowali rozwiązania doktrynerskie, by nie zatykali uszu na krytykę. Warto zauważyć, że środowiska liberalne, w tym liberałowie gdańscy, z których wywodzi się premier Tusk, przeszły w tej mierze od początku lat 90. pozytywną ewolucję. To oczywiste, że znaczna część kultury poradzi sobie w warunkach rynkowych, opierając się na sponsoringu i masowej publiczności. Kongres ma jednak zajmować się głównie kulturą wysoką, której podtrzymywanie jest naszą racją stanu.

A czy kongres jest imprezą polityczną?
Do pewnego stopnia na pewno, ale byłby nią także bez niedawnego konfliktu na linii rząd - twórcy, bo żadnej inicjatywy rządowej nie da się do końca wyabstrahować z kontekstu politycznego. Inna sprawa, że wątpię, żeby akurat kwestia finansowania kultury wysokiej mogła rządowi jakoś wybitnie pomóc albo zaszkodzić w sondażach.