Myślę, że jesteśmy intelektualnie gotowi, by przygotować projekt nowej ustawy medialnej dość szybko - może nawet w ciągu trzech, czterech miesięcy. W ramach komitetu wykształci się na pewno grupa robocza, która będzie pracować przy wsparciu prawników, legislatorów i medioznawców. W jaki sposób? Sama oczywiście nie jestem legislatorem, ale z tego, na ile zdążyłam się zorientować - a intuicję tę zdają się potwierdzać moi koledzy - w niemal każdym z ostatnich projektów ustawy medialnej, łącznie z istniejącym już projektem obywatelskim, jest bardzo wiele elementów do wykorzystania. Samej ustawy nie trzeba więc będzie pisać od zera. Ale nie da się jej lekko przepisać czy też złożyć z istniejących fragmentów. Bo tym, co będzie w niej naprawdę nowe, będzie logika i filozofia myślenia o mediach publicznych.
Co więcej - właśnie teraz mamy po raz pierwszy od dwudziestu lat do czynienia z sytuacją, w której taka inicjatywa ma realne szanse polityczne. To przecież moment, w którym widać wyraźnie, że w kwestii mediów publicznych politycy okazali się po prostu nieskuteczni. Nawet jeśli nie zakłada się z ich strony złej woli, to uderza całkowita nieskuteczność podjętych dotąd działań. Kolejne dotychczasowe projekty ustaw medialnych nie miały większych szans na realizację. I to z przyczyn zarówno merytorycznych - ponieważ te ustawy były po prostu złe, jak i politycznych - bo nie zdołano dla nich zapewnić odpowiedniego poparcia.
Tymczasem panuje impas. W Platformie do dziś ścierają się bardzo różne wizje mediów publicznych. Część polityków rządzącej partii zapewne w ogóle chciałaby je zlikwidować, część ograniczyć do kanałów tematycznych, a część po prostu zreformować istniejące struktury. Dlatego przekaz PO dotyczący mediów publicznych jest wciąż bardzo niekoherentny.
Z kolei opozycja - i PiS, i SLD - zdążyła już w kwestii mediów publicznych ciężko się skompromitować. Obie partie miały przecież władzę nad TVP i Polskim Radiem i obie zdołały doprowadzić te instytucje do kompletnie skandalicznych stanów - każda z innych oczywiście powodów, choć podobnymi metodami.
Dlatego media publiczne są w tej chwili dla całej polskiej klasy politycznej rodzajem krzywego lustra. Politycy widzą w nim samych siebie w takim ujęciu, którego na pewno nie chcieliby pokazać elektoratowi. Ale nie mają pomysłu na to, jak ten zdeformowany obraz poprawić.
Doszliśmy więc do ściany, do momentu, w którym pojawia się szansa na to, by wyzerować myślenie o mediach publicznych i zacząć wszystko od nowa. W tej sytuacji dla polityków może być po prostu wygodne, ze nowa inicjatywa przychodzi od dołu, od środowisk, które nie mają w tym działaniu interesu politycznego, lecz obywatelski. Dlatego właśnie jestem w tej kwestii optymistką.
Dlatego teraz zacznie się rodzaj pracy od postaw. Po raz pierwszy od długiego czasu w najróżniejszych - czy to pod względem generacyjnym, czy zawodowym - środowiskach polskiej kultury, które były dotąd naprawdę mocno zatomizowane i skupione na własnych poletkach, pojawiła się potrzeba działania wspólnotowego. I to właśnie za jakiś czas może okazać się największym osiągnięciem Kongresu.
Jednym z najważniejszych osiągnięć zakończonego w piątek Kongresu Kultury Polskiej wydaje mi się pojawienie się możliwości gruntownej zmiany ponurej sytuacji wokół mediów publicznych. Podczas Kongresu powstał bowiem komitet obywatelski, który ma ambicje, by w dość rewolucyjny sposób przedefiniować publiczne media - zarówno pod względem ich struktury, finansowania czy zarządzania, jak i pod względem społecznej kontroli nad nimi - pisze Agnieszka Holland.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama