Nie zanosi się też na żadną sensowną inicjatywę zjednoczenia lewicy i nadania jej jakiegoś nowego impetu. Gdyby taki projekt zaistniał, być może perspektywa stanięcia na jego czele byłaby kusząca dla Cimoszewicza. Ale na razie widoków na to nie ma.

Reklama

Dlatego też wydaje mi się, że po klęsce na forum europejskim Włodzimierz Cimoszewicz znów się gdzieś zaszyje. Tym razem nie wróci do swych ukochanych żubrów - jest przecież senatorem - ale zapewne nie będzie udzielał wielu wywiadów i występował w roli mesjasza lewicy.

>>> Czytaj więcej o możliwych ofertach dla Cimoszewicza

Z drugiej strony wysoki wynik Cimoszewicza w sondażu dla "Dziennika Gazety Prawnej" i Polsatu daje do myślenia. Skoro bowiem Cimoszewicz bez wysiłku zyskuje przewagę nad Andrzejem Olechowskim i ma tylko pięć punktów straty do urzędującego prezydenta, to może być zachęcające. Pamiętajmy jednak, że Cimoszewicz gdzieś w tyle głowy pamięta, jak bardzo bolesna była dla niego poprzednia kampania.

Dlatego podejrzewam, że Cimoszewicz pozwleka nieco z powiedzeniem "nie" - wszak bycie postrzeganym jako poważny kandydat do prezydentury może być miłe - ale w ostatecznym rachunku nie powie też "tak".

Nie tylko Cimoszewicza zresztą czekają w związku z kampanią prezydencką poważne decyzje. Twardy orzech do zgryzienia ma lewica - bo kto ma być ich kandydatem? Wybór czeka też Donalda Tuska - on również powinien się zastanowić, czy nie wygrałby więcej, rezygnując z kandydowania, wskazując jako kandydata choćby Jerzego Buzka i starając się zapisać najlepiej jako premier w trudnych czasach kryzysu. Spory kłopot ma też Lech Kaczyński, który wciąż ma niezłe notowania, ale do zwycięstwa brakuje mu wizerunkowego przełomu. Na razie nie wiadomo, kto i jak miałby go dokonać.

Szkoda tylko, że w wyborach prezydenckich z pewnością nie wystartuje nikt, kto pozostawałby choć trochę z boku bieżących sporów politycznych. Jako obywatel mocno tego żałuję.