To różnica, którą warto docenić w takich momentach jak wyrzucenie Ludwika Dorna z PiS czy wyeliminowanie Jana Rokity z Platformy. PSL jako jedyne polskie ugrupowanie nie eksterminuje upadłych przywódców ani partyjnych dysydentów. Trzeba przyznać, że to niezgodne z polską polityczną normą. Bo Dorn, Ujazdowski, Zalewski, Śpiewak, Rokita zostali ze swoich partii wyrzuceni lub wypchnięci nie z powodu zarzutów kryminalnych czy jawnego łamania statutów partyjnych. Wylecieli, bo śmieli krytykować przywódców lub aspirowali do zajęcia ich miejsca - zaznaczmy to wyraźnie - legalną metodą, np. chcąc startować w wyborach na szefa partii. Upraszczając: byli karani za odmienne poglądy.

Reklama

W każdym z tych przypadków ktoś powie, że ten i ów sam rzucił partyjną legitymacją. Zgoda, ale tak się złożyło, że współzałożyciele najważniejszych partii - np. Olechowski czy Marcinkiewicz - dziś są poza nimi. A obecna czołówka PiS i PO nie przypomina tej sprzed dwóch lat. A w PSL? Waldemar Pawlak stracił dziesięć lat temu stanowisko prezesa. Po latach je odzyskał. Jego następca, Jarosław Kalinowski, też stracił prezesowski fotel, ale dziś jest przewodniczącym rady naczelnej PSL. Nikt nie wpadł na pomysł, by pozbyć się konkurencji, wyrzucając ją z partii. Jest wprawdzie przykład Janusza Wojciechowskiego, który wyszedł z PSL. Stało się to jednak długo po tym, jak przestał być liderem partii. A prawdziwą przyczyną były próby stworzenia własnego ugrupowania - bez tych działań Wojciechowski prawdopodobnie nadal byłby w PSL. Świadczą o tym przypadki Romana Jagielińskiego, który też chciał tworzyć własną formację. Po latach prób realizowania na zewnątrz przywódczych ambicji posypał głowę popiołem i ostatnio wrócił do PSL. Wygląda na to, że mu wybaczono.

PSL ma skomplikowany system podejmowania decyzji. Prezes, Naczelny Komitet Wykonawczy, rada naczelna, szef klubu parlamentarnego, mocne szefostwa struktur wojewódzkich. Cały ten konglomerat wzajemnie się blokuje, struktura jest powolna, ale uniemożliwia przejęcie władzy przez zbyt ambitnego i samowładnego prezesa. Ludowcy dorobili do tego całą ideologię, że to wynik ich chłopskiej zdolności do samoograniczeń. Ale rzeczywiście Marek Sawicki, mimo ogromnej niechęci między nim a Pawlakiem, może czuć się w miarę bezpiecznie. A i Pawlak, choć wie, że Sawicki ryje pod nim, nie musi być wobec niego przesadnie okrutny.

W PSL słychać ostatnio głosy, że czas zmodernizować partię, bo w kolejnych wyborach może spaść poniżej progu wyborczego. Dobrze by było, gdyby w ramach unowocześniania ludowcy nie zrezygnowali z tego staromodnego, ale naprawdę dobrego, prawa łaski dla upadłych liderów.