Werdykt jest oczywisty - policja została zmuszona do użycia środków przemocy, pałek i gazu - grzmieć będzie raport komisji. Nie ma mowy o brutalnej interwencji. Policja działała zgodnie z procedurami. Demonstranci przypuścili szturm, co groziło to przerwaniem barierek. A ponadto związkowcy z Gdańska rzucali w policjantów petardami - uzasadniać będzie działania policja, policyjna komisja powołana przez komendanta głównego policji.

Reklama

Ocena byłaby przeciwna, to też dla mnie oczywiste, gdyby to związkowcy powołali komisję do oceny działań stoczniowców. Związkowcy działali w granicach prawa, ich manifestacja miała charakter pokojowy.To policja sprowokowała całe zajście - brzmiałaby zapewne opinia komisji związkowej.

Dlatego w takich przypadkach, jeśli już ktoś chce powołać komisję, to winna ona być całkowicie niezależna od skonfliktowanych stron. No i nie pozostawać w jakichś związkach zależności z rządem. Czy w ogóle komisja całkowicie niezależna od nikogo jest możliwa, to rzecz mocno dyskusyjna. Jasne, że chodzi o to, aby przy wszystkich obciążeniach, które są nie uniknięcia, była możliwie niezależna, co jest pierwszym warunkiem do tego, aby była też obiektywna.

Obserwowałem jako dziennikarz wiele manifestacji po 90 roku. Widziałem wiele zaognionych, w których dochodziło nawet do ostrych starć manifestantów z policją.

Wiem jedno - i to chyba bez wyjątku, za każdym razem żadna ze stron nie była bez winy. Każda miała swój wkład w to, że pokojowe manifestacje zamieniały się w bijatyki z policją. A wtedy ofiary są nie uniknięcia. I to po obydwu stronach. To przykry, ale natychmiastowy wynik "dziejowej sprawiedliwości".