Premier Francji Georges Clemenceau mawiał: wojna jest zbyt poważną rzeczą, by zostawiać ją generałom. Gdyby żył w 100 lat później, czyli w dzisiejszych czasach, być może wyraziłby się inaczej: gospodarka jest zbyt poważną rzeczą, by ją zostawić politykom i urzędnikom. Przekonujemy się o tym od lat, widząc, jak kolejne gabinety podejmują beznadziejne próby reformowania gospodarki, ograniczania kosztów administracji.
Kancelaria premiera rozpisała właśnie przetarg na audyt we wszystkich resortach oraz najważniejszych instytucjach państwowych. Chodzi o usprawnienie zarządzania i znalezienie oszczędności. Zajęłyby się tym renomowane firmy doradcze, w tym należące do wielkiej piątki. Nareszcie. Rząd przestaje udawać, że wszystko wie najlepiej i że jest w stanie zmusić zainteresowanych utrzymaniem status quo urzędników, by zreformowali się sami.
Na razie wszelkie próby ograniczenia armii urzędników kończyły się fiaskiem. Ich liczba wręcz rosła. Tylko w latach 2005 – 2009 zatrudnienie w administracji wzrosło o 90 tys. osób, choć premier Tusk, a wcześniej Marcinkiewicz zapowiadali cięcia etatów nawet o 10, 20 proc. Dlaczego akurat tyle? Przecież nikt tego nie liczył. Może to ich szczęśliwe liczby? Nie wiadomo. Nikodem Dyzma pytany, dlaczego obstawił na wyścigach: 4, 7, 1, odpowiedział: „Cztery, bo koń ma cztery nogi, siedem, bo dzisiaj jest siódmy dzień tygodnia, a jeden, bo jestem po raz pierwszy na wyścigach”.
Rząd sprawia wrażenie, jakby nie miał rozeznania w sytuacji. Wiceminister finansów Ludwik Kotecki pytany przez nas kilka miesięcy temu, czy będzie blokada etatów w administracji, odparł: „Zobaczymy. W tej chwili sprawdzamy doniesienia medialne o jakimś nadzwyczajnym wzroście wydatków związanym z przyrostem administracji”. Zmroziła mnie wówczas ta odpowiedź. Ministerstwo sprawdza coś, co widać gołym okiem, ba, nie ma bieżącej kontroli i opiera się o doniesienia medialne.
Miejmy nadzieję, że wspomniany przetarg to początek nowego myślenia i rząd zacznie teraz częściej wynajmować ekspertów do konkretnych operacji. Powinien ogłosić kolejne przetargi: na likwidację idiotycznych przepisów, reformę systemu podatkowego, emerytalnego, deregulację gospodarki. Politycy majstrują przy tym bezskutecznie od lat. Próby naprawy sytuacji ograniczają się do powołania komisji Przyjazne Państwo. Niech do polityków należą decyzje kierunkowe, niech roztoczą polityczny parasol, ale same rozwiązania powinni opracowywać eksperci. Wtedy opozycja nie traktowałaby, być może, proponowanych rozwiązań jako wrogich.
W Wielkiej Brytanii rząd zatrudnia na wielką skalę profesorów uniwersyteckich, dobrze płaci, ale wydatek szybko się zwraca. To także sposób na to, byśmy nie byli zasypywani pomysłami, z których rząd się wycofuje, bo są absurdalne czy kosztowne.
Wynajem firmy zewnętrznej niesie jeszcze jedną korzyść. Nie wiąże się z tworzeniem nowych struktur, które, znając życie, pozostałyby już na zawsze. Powie ktoś, to lobbowanie za firmami, trzeba im płacić. Jednak więcej kosztuje nas ignorancja urzędników i polityków. Jeśli brakuje nam fachowców, bierzmy ich z zewnątrz.