W środę plany prezydencji przedstawiły Węgry (wczoraj precyzował je w Paryżu premier Viktor Orban). Wiadomo również, co przez sześć miesięcy swojego przewodnictwa będzie lansowała Polska. Budapeszt poparł postulaty Warszawy. Warszawa poparła Budapeszt. Dawno nie było tylu zbieżności interesów między następującymi po sobie prezydencjami. W takim układzie skorzystają obydwie strony.
Dla Węgrów priorytetem jest energetyka. Budapeszt zabiega o unijne pieniądze na interkonektory, które łączą system rurociągów w Europie w jedną całość, liberalizują rynek i zwiększają bezpieczeństwo dostaw na wypadek wojen gazowych, takich jak te między Rosją i Ukrainą. Jeden z takich interkonektorów uruchomiono miesiąc temu między rumuńskim Aradem i węgierskim Szegedem (Unia dotowała go kwotą 16 mln euro). W ten sposób Węgry jako kraj bez dostępu do morza będą mogły kupować gaz LNG, gdy w rumuńskiej Konstancy i bułgarskiej Warnie powstaną terminale gazu skroplonego.
Komisarz do spraw energii Guenther Oettinger podczas środowej prezentacji węgierskich pomysłów w energetyce zapowiedział, że przeznaczy co najmniej 800 mln euro rocznie na łączniki takie jak Arad-Szeged. Polska na tym też skorzysta. Tak jak skorzystamy na poparciu przez Węgry Partnerstwa Wschodniego. Uczynienie z niego jednego z priorytetów na forum UE powoduje, że nie jest to tylko idealistyczny pomysł Polaków i Szwedów dotyczący tego, jak nieść kaganek oświaty na Wschodzie. Łatwiej o pieniądze na programy unowocześniania ukraińskiej administracji, gdy będą mówić o nich najpierw przewodzący UE Węgrzy, a później Polacy.
Jeśli dwie prezydencje uda się skoordynować i konsekwentnie realizować ich cele, zarówno Budapeszt, jak i Warszawa rok 2011 będą mogły uznać za swój dyplomatyczny sukces i test na skuteczność działania w UE.
Reklama