"Polska zamówiła cztery miliony dawek szczepionki przeciwko wirusowi A/H1N1" - mówiła 7 września Ewa Kopacz. Dodawała również, że chce, by pula dwóch milionów szczepionek trafiła do pracowników służby zdrowia, ciężarnych kobiet i przewlekle chorych dzieci.
Preparat, mimo złożonego zamówienia, można był kupić dopiero po zakończeniu testów klinicznych. "W przypadku osób dorosłych mają się one zakończyć we wrześniu, w przypadku dzieci - w październiku, a kobiet w ciąży - w styczniu przyszłego roku" - tłumaczył wtedy wiceminister zdrowia Adam Fronczak.
Ze słów zastępcy Ewy Kopacz wynika więc, że szczepionka była przebadana już we wrześniu. Dlaczego więc rząd zastanawia się nad jej zakupem dopiero w listopadzie? Tego minister zdrowia nie wyjaśnia. "Obserwujemy co się dzieje w Europie i nie chcemy być poza burtą, gdyby się okazało, że wszyscy inni wystartowali już po te szczepionki, a nas tam nie ma" - mówiła we wrześniu Ewa Kopacz.
Decyzje o ewentualnej realizacji zamówienia miały być ogłoszone po poniedziałkowym posiedzeniu Krajowego Komitetu do spraw Pandemii Grypy. Dziennikarze spodziewali się konkretów - kiedy szczepionka dotrze do nas, ile będzie dawek i kto w pierwszej kolejności je otrzyma. Zawiedli się.
Ewa Kopacz zaleciła spokój i zapowiedziała, że Polska nie kupi żadnej szczepionki, dopóki nie będzie pewności, że preparat jest bezpieczny dla pacjentów. "Musimy opierać się nie na plotkach, tylko na badaniach klinicznych" - podkreśliła minister zdrowia. "Jeżeli będziemy mieli gwarancje producentów, będziemy porcjami sprowadzać szczepionkę i podawać ją grupom ryzyka - białemu personelowi, służbom celnym, kobietom w ciąży" - wyliczała.
Odmówiła jednak odpowiedzi na pytanie, ile będzie dawek, której firmy i kiedy rząd je kupi. "Nie zmuszajcie mnie państwo, żebym zdradzała szczegóły negocjacji" - rzuciła minister zdrowia. Nie przekonał Ewy Kopacz także fakt, że Niemcy kupili 50 milionów sztuk i już rozpoczęli szczepienia.
Epidemię wirusa A/H1N1 ogłoszono na Ukrainie, przy granicy z Polską, a także w Rumunii.