Określając wczorajsze przemówienie Radosława Sikorskiego w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynardowych w Waszyngtonie jako "bezprecedensowo twarde wobec Rosji", dziennik "Kommiersant" informuje, że "zaapelował on do USA o rozmieszczenie w Polsce amerykańskich wojsk, aby bronić jej przed możliwą agresją ze strony Rosji".

Reklama

"Kommiersant" zaznacza, że "Moskwa oficjalnie nie zareagowała na ten wypad", jednak "nieoficjalnie wysoki rangą przedstawiciel Administracji Prezydenta Federacji Rosyjskiej poradził, by o ocenę wypowiedzi pana Sikorskiego poprosić Ministerstwo Zdrowia Rosji lub Światową Organizację Zdrowia (WHO)".

"Wystąpienie polskiego ministra, to zwyczajna polityczna paplanina, która wyszła poza ramy dyplomatycznej poprawności politycznej" - powiedział Anton Orech, komentator radia Echo Moskwy.

Rosyjscy publicyści zauważają, że "przemówienie Radosława Sikorskiego to pierwsze oficjalne wystąpienie kraju Europy Wschodniej wobec władz USA z prośbą o obronę przed rosyjską agresją".

Problem jednak w tym, że szef polskiej dyplomacji nie zaapelował wcale o pomoc w obronie przed agresją Rosji. Postulował rozlokowanie na naszym terytorium jednostek NATO, w tym także amerykańskich, jednak nie wspominał nic o konflikcie z naszym wschodnim sąsiadem. Przypomniał za to niedawne białorusko-rosyjskie manewry wojskowe z udziałem 900 czołgów.

Reklama

"Te ćwiczenia odbyły się 250 kilometrów od naszej stolicy" - zauważył minister Sikorski.

Co w takim razie wzburzyło rosyjskie media? Prawdopodobnie ta wypowiedź: "To nie artykuł piąty Paktu Północnoatlantyckiego dał prawdziwe poczucie bezpieczeństwa Niemcom w czasie zimnej wojny, ale obecność 300 tysięcy amerykańskich żołnierzy" - mówił polski minister. Dla kontrastu Sikorski dorzucił, że w Polsce stacjonuje obecnie sześciu amerykańskich żołnierzy.

W agresywne nastawienie polskich władz nie uwierzył nawet rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, znany między innymi z wybuchowego temperamentu. Tu jednak zachował powściągliwość. "Znam Radka Sikorskiego i zawsze robił na mnie wrażenie człowieka, który ma doświadczenie i rozumie procesy zachodzące w Europie" - przyznał szef rosyjskiej dyplomacji.