Aby wyniki referendum były wiążące, musiało w nim wziąć udział co najmniej 115 443 łodzian spośród ponad 610 tys. uprawnionych do głosowania. Wstępne wyniki mają być znane najwcześniej ok. północy.
Tymczasem w sztabie SLD, inicjatora referendum, radość zapanowała jeszcze dwie godziny przed zamknięciem lokali wyborczych. Już o godzinie 18 frekwencja miała bowiem przekroczyć 19 procent. Także politycy PO, bazując na informacjach od mężów zaufania, twierdzą, że głosowanie będzie ważne - podaje gazeta.pl.
W 396 lokalach wyborczych na kartach do głosowania wydrukowane było jedno pytanie: "Czy Pan/Pani jest za odwołaniem Jerzego Kropiwnickiego z funkcji prezydenta Łodzi?". Wyborcy, stawiając krzyżyk w odpowiedniej kratce, mogli wybrać jedną z dwóch możliwych odpowiedzi: "Tak" lub "Nie".
Jarosław Gwis z zespołu prasowego łódzkiej policji poinformował PAP, że podczas referendum doszło do "trzech incydentów wyborczych".
Przed południem skontaktował się z policją dyrektor delegatury Urzędu Miasta Łodzi Łódź-Polesie, który na jednym z portali internetowych przeczytał informacje dotyczące referendum. Odebrał je jako naruszenie ciszy wyborczej. Wyjaśnieniem sprawy zajmują się policjanci z IV komisariatu w Łodzi.
Z kolei przy ul. Limanowskiego trzech mężczyzn w wieku ok. 50 lat rozwieszało informacje z błędnym adresem lokalu wyborczego. Zobaczył to przypadkowy przechodzień, który poinformował o zdarzeniu policję. W tym czasie mężczyźni uciekli. Teraz są poszukiwani przez policję.
Do trzeciego incydentu doszło w lokalu wyborczym przy ul. Próchnika 42, gdzie nietrzeźwy mężczyzna chciał zagłosować okazując dokument tożsamości jednego z członków rodziny. Grozi mu za to kara do 2 lat więzienia.
"Trwa ustalanie tożsamości tego mężczyzny, gdyż członkowie komisji nie spisali jego danych. Wyprosili go z lokalu, a teraz trzeba go znaleźć" - powiedział Gwis.
czytaj dalej
Inicjatorami referendum byli lokalni politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ich zdaniem Kropiwnicki to "zły gospodarz", a jego rządy "ośmieszają miasto" i doprowadziły m.in. do: fatalnego stanu ulic i chaosu komunikacyjnego, nieodpowiedzialnego wydawania pieniędzy na chybione inwestycje i liczne podróże zagraniczne, upadku Teatru Nowego i bałaganu w mieście. Na początku września rozpoczęli zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum. W ciągu dwóch miesięcy zebrali ich prawie 90 tys.
Przeciw referendum były lokalne PiS i początkowo PO. Radni Platformy przez ponad dwa lata współrządzili miastem z Kropiwnickim. Jednak w maju ub. roku PO opuściła koalicję. Pod koniec listopada, kiedy wiadomo było, że referendum się odbędzie, działacze PO zaapelowali do mieszkańców miasta o pójście do urn. Negatywnie ocenili rządy Kropiwnickiego i zapowiedzieli głosowanie za jego odwołaniem.
Zarzucili Kropiwnickiemu m.in. utracenie szansy na współorganizowanie EURO 2012, brak inwestycji drogowych, katastrofalny stan mieszkań komunalnych, brak planu zagospodarowania przestrzennego miasta. Fakt, że współrządzili miastem świadczył - ich zdaniem - o "poważnym traktowaniu swojego udziału w wyborach samorządowych". Jednak w maju ub. roku radni PO uznali, że tej współpracy nie dało się kontynuować.
Kropiwnicki nie zgadzał się z zarzutami oponentów. Według niego nie było powodów merytorycznych do przeprowadzenie referendum. Na jednej z konferencji prasowej przypomniał m.in., że w tak trudnym roku jakim był 2009, w Łodzi 30 nowych inwestorów otworzyło swoje oddziały lub siedziby. Przekonywał, że każdy kto przyjeżdża do miasta po latach, jest zachwycony Łodzią i zmianami, które się tu dokonują.
Kampania przed referendum i zawirowania wokół budowy w Łodzi Centrum Festiwalowo-kongresowego Camerimage Łódź Center odbiły się na zdrowiu prezydenta. W czwartek trafił on do jednego z łódzkich szpitali na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. "To był stan znacznego stopnia skoku ciśnienia" - powiedział lekarz miasta Marek Prochowski. Według niego, przyczyną tego było przemęczenie, przewlekły stres, duże emocje. Kropiwnicki ma być hospitalizowany do poniedziałku.
Kropiwnicki rządzi Łodzią od 2002 roku. W II turze wyborów w 2002 zagłosowało na niego 88 tys. 176 osób. Jego kontrkandydat - Krzysztof Jagiełło (SLD-UP) - otrzymał 67 tys. 075 głosów. W cztery lata później o wyborze prezydenta również zadecydowała druga tura. Kropiwnickiego poparło wtedy 104 tys. 979 osób, a kandydata PO Krzysztofa Kwiatkowskiego - 83 tys. 538 osób.