Ustępujący prezydent Wiktor Juszczenko przed swoim odejściem nadał tytuł Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze, jedemu z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
"W imię Bandery bandyci spod znaku UPA i OUN wymordowali na Wołyniu 200 tysięcy Polaków i Żydów, aby stworzyć przestrzeń pod budowę <wolnej Ukrainy> - przypomina na swoim blogu Leszek Miller.
"Władze Rzeczpospolitej nabrały wody w usta. Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło, że nie będzie oficjalnie komentowało tej sprawy, a kancelaria prezydenta Kaczyńskiego poprosiła, by "dać już spokój Juszczence, bo zaraz go nie będzie w polityce". Prominenci tak wyczuleni na zachowanie władz niemieckich w odniesieniu do Eriki Steinbach przeszli obojętnie wobec znamiennego gestu jedności prezydenta Ukrainy z terrorystą i zbrodniarzem" - dodaje były premier.
Zdaniem Millera o jednych zbrodniach, takich jak Katyń czy zbrodnie niemieckie można mówić zawsze i wszędzie. "O innych natomiast, zwłaszcza o ofiarach szowinizmu ukraińskiego, lepiej nie mówić, aby nie drażnić <strategicznego> partnera w walce z Moskwą. Jest to postawa nie tylko politycznie błędna, ale i haniebna" - uważa Miller.
"Wyborcza klęska Juszczenki i uhonorowanie Bandery to symboliczny pogrzeb polityki wschodniej prezydenta Kaczyńskiego i pozostałych sterników naszej dyplomacji. Przegrana polityki zagranicznej opartej na niekompetencji, resentymentach, fobiach i złudzeniach. Nauczka politycznego myślenia, choć w odniesieniu do obecnych sterników polskiej polityki zagranicznej trudno wierzyć, że skuteczna" - dodaje były premier.