Do prokuratorskiego uzasadnienia umorzenia tej sprawy dotarli dziennikarze Radia ZET i "Gazety Wyborczej". Według nich w aktach można przeczytać, że jest bardzo prawdopodobne, iż to właśnie Piskorski sfałszował podpis antykwariusza pod umową. Dokument ten dotyczy sprzedaży przez byłego prezydenta Warszawy wartych niemal milion złotych antyków.
Tezę o fałszerstwie Piskorskiego ma potwierdzać ekspertyza prof. Ewy Gruzy, która należy do grona najlepszych biegłych grafologów w kraju. Według niej, "jedynie fakt, iż mamy do czynienia z kopią dokumentu oraz brak materiału o analigicznej formie i brzmieniu, nie pozwolił na jednoznaczne wskazanie osoby, która podrobiła podpis". Chodzi o to, że Piskorski nie zgodził się na pobranie od niego próbek pisma.
Ale to nie jest jedyny dowód, jaki - według śledczych - świadczy o tym, że umowa jest fałszywa, a transakcji nie było. Piskorski nie rozpoznał na zdjęciu antykwariusza, któremu miał sprzedać antyki. Przy czym w zeznaniach mówił o wielu spotkaniach z nim.
Dla prokuratorów mało wiarygodne są także same relacje Piskorskiego ze spotkań z antykwariuszem. Miało do nich dojść w 1997 roku, przy czym syn antykwariusza twierdzi, że jego ojciec nie pojawiał się w antykwariacie od 1992 roku. Więcej, antykwariat został zlikwidowany.
Tajemniczą sprawą jest także majątek antykwariusza. Jego syn nie znalazł u niego żadnych kosztowności, a sam Zygmunt M. utrzymywał się z emerytury. Nie wiadomo nic o tym, by odsprzedawał antyki kupione od Piskorskiego i czerpał z tego tytułu jakieś dochody.
Paweł Piskorski twierdzi, że sprzedał antykwariuszowi część swojej kolekcji antyków. Jako dowód okazał w 2001 roku w Urzędzie skarbowym umowę zawartą z antykwariuszem. Niedawno prokuratura oskarżyła Piskorskiego o posługiwanie się sfałszowanym dokumentem.