"Oświadczam, że nie mogłem informować pani Sobiesiak o operacji specjalnej prowadzonej wobec jej ojca przez CBA z tego oczywistego powodu, że tego nie wiedziałem" - powiedział Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki.

Reklama

"O akcji CBA dowiedziałem się z publikacji z +Rzeczpospolitej+ w dniu 1 października 2009 r. Nie mam żadnych dowodów swojej niewinności. Nie nagrałem rozmowy, nie mam także bezspornego dowodu, że nie wiedziałem o sprawie. Ale w demokratycznym państwie prawa to nie ja mam dostarczyć dowody swojej niewinności. To pan Kamiński (były szef CBA Mariusz Kamiński), na poparcie swojej niezachwianej pewności, powinien był przedstawić dowody, czego do dzisiaj nie zrobił" - powiedział Rosół.

"Nie byłem źródłem przecieku, ani elementem przecieku. (...) Uważam, że całkowicie chybiona jest wylansowana w opinii publicznej przez pana Kamińskiego teza o rzekomym przecieku" - powiedział. Dodał, że nie ma też żadnego związku pomiędzy spotkaniem Kamińskiego z premierem Donaldem Tuskiem 14 sierpnia 2009 roku (wtedy ówczesny szef CBA poinformował Tuska o tzw. aferze hazardowej), a wycofaniem się Magdaleny Sobiesiak z konkursu w Totalizatorze Sportowym, czego dotyczyło spotkanie z 24 sierpnia 2009 roku.

Jak tłumaczył, na przełomie lipca i sierpnia 2009 r. uzyskał informacje o donosach na nepotyzm w TS. "Informacje te uzyskałem od Andrzej Kawy, wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu. Pan Andrzej Kawa pod koniec lipca poinformował mnie, że pana Marek Przybyłowicz, były pracownik Totalizatora sportowego, a także działacz związku tenisa stołowego pisze do różnych instytucji donosy i zwraca uwagę na zjawisko nepotyzmu w Totalizatorze Sportowym, mającego polegać na próbie przejęcia wpływów przez tzw. +mafie łódzką+ usadowiona w ministerstwie sportu" - tłumaczył Rosół.

Jak zaznaczył, ta mafia - to w rozumieniu Przybyłowicza - minister Drzewiecki i dyrektor generalna resortu sportu i turystyki Monika Rolnik. "Przypadek sprawił, że oboje pochodzą z Łodzi" - powiedział Rosół.

Tłumaczył, że wówczas zignorował tę informację jako "idiotyczna i nieprawdziwą". O rozmowie z Kawą poinformował jednak Rolnik po jej powrocie z urlopu w pierwszej połowie sierpnia 2009 r.

"Pani Rolnik poinformowała mnie wówczas, że 10 lipca trafił do niej, jako do członka rady nadzorczej Totalizatora Sportowego donos, który napisał pana Marek Przybyłowicz w sprawie nepotyzmu. O powyższym, w dniu 17 lub 18 sierpnia, a po powrocie z długiego weekendu, poinformowałem ministra Drzewieckiego" - wyjaśnił.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



Jak dodał, powiedział też wówczas Drzewieckiemu, że w tej sytuacji nie jest najlepszym pomysłem, aby do zarządu TS kandydowała Magdalena Sobiesiak, bo z uwagi na wysokie kwalifikacje ma duże szanse go wygrać. Dodał, że minister sportu wcześniej nie wiedział, że Sobiesiak chce kandydować w tym konkursie. Drzewiecki zgodził się z Rosołem i poprosił go, żeby poinformował córkę Sobiesiaka, że jest to zły pomysł.

Rosół - jak tłumaczył - nie potraktował tej sprawy jako pilnej, dlatego umówił się z nią w dniu, w którym ona będzie w Warszawie. "Uważałem, że kultura osobista oraz dobre obyczaje nakazują mi, abym taką prośbę przekazał jej osobiście, co też uczyniłem" - zaznaczył. Do spotkania doszło 24 sierpnia 2009 roku w warszawskiej kawiarni "Pędzący królik".

Relacjonował, że na spotkaniu w "Pędzącym króliku" powiedział Magdalenie Sobiesiak, że nie ma przeszkód merytorycznych i formalnoprawnych, aby kandydowała w konkursie, jednak "z uwagi na donosy pana Marka Przybyłowicza" zasugerował jej, "aby wycofała aplikacje, ponieważ jeśli wygra konkurs to pan Przybyłowicz swoimi pismami będzie zatruwał życie jej, jej ojcu, ministrowie Drzewieckiemu i w końcu także jemu".

Dodał, że powiedział jej, że stanowisko w TS nie jest tego warte. "Nie żądałem wycofania się z konkursu. Opisałem ryzyka, związane z ewentualnymi działaniami wrogo nastawionych osób. Decyzja należała do pani Sobiesiak" - powiedział.

Rosół nie nie wie o hazardzie

Marcin Rosół oświadczył przed komisją śledczą, że nie brał udziału w pracach nad ustawą hazardową. Dodał także, że nigdy nie był o nic podejrzany, a teraz gdy wpisze swoje nazwisko w internecie pojawiają się wpisy typu: aferzysta, przestępca. "Źle się z tym czuję" - stwierdził Rosół.

>>>Czytaj dalej>>>



"Nie wiedziałem w ogóle, że ministerstwo sportu i turystyki bierze udział w procesie konsultacji międzyresortowych odnośnie tego projektu. Nie wiedziałem, czego sprawa dotyczy. Nie wiedziałem, jakie było stanowisko ministerstwa w tej sprawie" - powiedział Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki.

Zaznaczył, że to nie minister sportu, a minister finansów był gospodarzem projektu ustawy hazardowej.

"Mam 31 lat, jestem u progu kariery zawodowej, a po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej mojego imienia i nazwiska pojawia się kilka tysięcy wpisów. Większość z nich w kontekście: aferzysta, przestępca, oskarżony, podejrzany. Źle się z tym czuję" - powiedział.

Dodał, że nigdy nie był o nic podejrzany, a pokazuje się jego osobę jako "przykład zepsucia młodego pokolenia". "Nie zgadzam się na to" - podkreślił.

Jak tłumaczył, pracę w resorcie sportu rozpoczął na początku lipca 2008 r. jako doradca ministra w gabinecie politycznym. Na przełomie listopada i grudnia 2008 został szefem gabinetu ministra sportu. Jak tłumaczył, odszedł z ministerstwa 5 października 2009 - w dniu, w którym Drzewiecki złożył dymisję.

Nic nie załatwiałem Sobiesiakowi

Rosół powiedział że nigdy niczego w żadnym ministerstwie ani urzędzie nie załatwiał dla biznesmena Ryszarda Sobiesiaka.

Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki, zeznał, że Sobiesiaka poznał we wrześniu 2008 roku, kiedy z ministrem Drzewieckim był na otwarciu boiska "Orlik" w Małopolsce.

>>>Czytaj dalej>>>



Podkreślił, że podczas rozmowy Sobiesiak, który przedstawił się jako biznesmen związany z branżą hotelowo-turystyczną, zwrócił uwagę, że z winy urzędników jego inwestycja związana z wyciągiem narciarskim nie może być otwarta przed sezonem. "Poinformowałem Sobiesiaka, że nie znam sprawy. (...) Przekazałem mu swoją wizytówkę i poinformowałem, aby zwrócił się do mnie po powrocie do Warszawy" - relacjonował Rosół.

W jego ocenie, prośba biznesmena była jak "interwencja każdego innego petenta, który nie może uzyskać informacji od urzędu centralnego". "Nie dziwiłem się, że prosi mnie o pomoc, bo inwestycja dotyczyła obiektu z zakresu infrastruktury sportowej" - dodał.

Zaznaczył, że w Warszawie "zorientował się w sprawie" i okazało się, że "dokument czekał do odbioru w Ministerstwie Środowiska".

"Pan Sobiesiak poprosił mnie, czy mógłbym grzecznościowo przefaksować mu ten dokument. Dokument przefaksowałem. Nie znałem i do dziś nie znam treści tego dokumentu. Nie załatwiałem żadnej decyzji w Ministerstwie Środowiska" - mówił Rosół.

Jak zeznał, Sobiesiak zwrócił się do niego jeszcze w innej sprawie dotyczącej kontroli z Ministerstwa Infrastruktury, która miała potwierdzić konserwację i dopuszczenie do użytku wyciągu. "Decyzja czekała do odbioru. Przekierowałem pana Sobiesiaka do Ministerstwa Infrastruktury" - powiedział Rosół.

Jak wynika z zeznań przed komisją byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, Rosół miał załatwić w Ministerstwie Środowiska zezwolenie na trwałe wylesienie gruntów, na których firma Sobiesiaka budowała wyciąg narciarski (tzw. sprawa Zieleńca).

>>>Czytaj dalej>>>



"Rzeczpospolita" podała, że we wrześniu 2008 roku Sobiesiak skarżył się Mirosławowi Drzewieckiemu, że nie zrobi wyciągu przed zimą, a minister sportu obiecał pomoc; biznesmen rozmawiał też o tej sprawie z Rosołem. "Rz", powołując się na analizę CBA, opublikowała też stenogram rozmowy Rosoła z Sobiesiakim (listopad 2008), podczas której współpracownik Drzewieckiego mówił: "My załatwiliśmy ci wycinkę, ale śniegu ci nie załatwimy".

Rosół potwierdził także, że był na weekendzie narciarskim w pensjonacie Sobiesiaka w Zieleńcu, ale - jak podkreślił - spędził tam dwa dni, tylko z kolegą, a za pobyt zapłacił ze swoich pieniędzy.

Z kolei były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed komisją w styczniu, że Rosół spędził ferie zimowe w ośrodku Sobiesiaka z żoną i teściem. "Była to forma jakby podziękowania za załatwienie wycinki drzew w ministerstwie środowiska" - mówił Kamiński.

W ocenie Rosoła, były szef CBA wykorzystał "strzępy faktów" do ataku na polityków PO i rząd Donalda Tuska. Rosół ocenił, że Kamiński przedstawiając w sierpniu 2009 roku premierowi materiał dotyczący tzw. afery hazardowej, "rozpoczął swoistą rozgrywkę z demokratycznie wybranym rządem, w której chodziło o zdyskredytowanie polityków partii rządzącej". "W tej rozgrywce użył mojej osoby jako pionka, który nie ma imienia, nie ma rodziny, nie ma znajomych, nie ma pracy, pionka, którego można bezkarnie pomówić i oczernić" - dodał.

"W wyniku tej akcji jeden z najlepszych ministrów w rządzie został zmuszony do odejścia w niesławie" - mówił Rosół.