Według "Wprost" w aferę z kompromitującymi senatora nagraniami zamieszanych jest aż 7 osób. Z ustaleń pisma wynika, że polityk płacił swoim prześladowcom aż cztery razy. Po to, by nie wyciekły nagrania - na których widać, jak senator wciąga coś do nosa i paraduje w towarzystwie podejrzanych kobiet w sukience - Piesiewicz zapłacił szantażystom kilkaset tysięcy złotych.

Miał płacić w ratach, z których każda miała być ostatnią. Szantażyści zgłaszali się co kilka tygodni. Chcieli 320 tysięcy, później 35 tysięcy, następnie 200 tysięcy, a na koniec - 28 tysięcy. Jednym z miejsc, w których dokonywano "transakcji" był McDonald.

Jak ustalił "Wprost", śledczy postawili zarzut szantażu trzem osobom.

Sprawa z narkotykami jest zamknięta


Dochodzenie narkotykowe wobec Piesiewicza z powodu utrzymania mu immunitetu ma zostać automatycznie umorzone.


Przewodniczący komisji regulaminowej, etyki i spraw senatorskich Zbigniew Szaleniec (PO) powiedział, że sprawa immunitetu Piesiewicza jest już zamknięta. Chyba, że z jakiś innych paragrafów wytoczono by nowe oskarżenia. Wtedy można złożyć ponowny wniosek - podkreślił.

Dodał, że nie ma też formalnie możliwości, aby senatorowie wrócili na nowo do sprawy immunitetu Piesiewicza. Procedura tutaj mówi jasno i wyraźnie, że rozpatruje się wniosek i jeżeli Senat nie podejmie decyzji, to do końca kadencji sprawa jest zamknięta - zaznaczył Szaleniec i dodał, że wynika to z regulaminu Senatu.

Jak podał Wprost, zarzut szantażu postawiono Zbigniewowi S., Joannie D. oraz Halinie S. Wprost dotarł też do postanowienia o umorzeniu śledztwa, które warszawska prokuratura wydała 30 kwietnia 2009 roku. Śledczy podjęli tę decyzję po tym, jak senator zrezygnował ze ścigania szantażystów.

Jamnik wykopał płytę z kompromitującym nagraniem

Według Wprost, śledczy ponownie zajęli się sprawą jesienią 2009 r., po tym jak do Piesiewicza zadzwoniła nieznajoma kobieta, informując, że płytę z filmem i numerem telefonu wygrzebał z ziemi jej jamnik. Senator poinformował o tym śledczych, kobieta w wyniku akcji wpadła w pułapkę policji. W tym samym czasie do prokuratury trafiło doniesienie na Piesiewicza w sprawie narkotyków - podkreśla Wprost.

Wprost podał też, że z powodu utrzymania immunitetu (3 lutego Senat nie zgodził się na uchylenie immunitetu Piesiewiczowi) dochodzenie narkotykowe ma być automatycznie umorzone. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur poinformowała, że decyzja w tej sprawie powinna zapaść w ciągu tygodnia.

Prokuratura, która skierowała do Senatu wniosek o uchylenie immunitetu Piesiewiczowi, chciała zarzucić senatorowi popełnienie przestępstw opisanych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii: posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia.

Wniosek prokuratury o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej senatora to pokłosie innego postępowania, które - jak podał w grudniu Wprost - prokuratura wszczęła po doniesieniu samego Piesiewicza. Senator twierdził, że padł ofiarą grupy szantażystów. 18 listopada na zlecenie śledczych doszło do zatrzymania osób wskazanych przez parlamentarzystę. Jak nieoficjalnie dowiedział się Wprost, zatrzymani oskarżyli Piesiewicza o posiadanie kokainy. Piesiewicz powiedział wówczas tygodnikowi, że sam poprosił o uchylenie immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej.

Z kolei Rzeczpospolita podała, że w połowie października do redakcji Rz zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że ma nagrania kompromitujące jednego z wpływowych senatorów Platformy. Super Express zamieścił na swojej stronie internetowej film, który ma być dowodem, że Piesiewicz zażywał narkotyki. SE napisał, że jedno z nagrań senator obejrzał w towarzystwie dziennikarza SE; Piesiewicz zaprzeczył jednak, że zażywał narkotyki. To nie była kokaina, ale sproszkowane lekarstwa - mówił SE.

W konsekwencji wniosku prokuratorskiego senator Piesiewicz sam zrzekł się immunitetu, jednak senacka komisja regulaminowa zwróciła się do niego o wyjaśnienia, a potem także o uściślenie swojego oświadczenia. Piesiewicz wysłał list z wyjaśnieniami swojej decyzji, lecz samego oświadczenia nie uzupełnił. Szef komisji Zbigniew Szaleniec (PO) powiedział PAP, że z poufnego listu Piesiewicza do członków komisji wynikało, że Piesiewicz po przeanalizowaniu stanu prawnego postanowił wycofać swoją zgodę i pozostawić decyzję w tej sprawie Senatowi.



























Reklama