Kaczyński musi się zdecydować: próbować zniszczyć Kwaśniewskiego czy zgodnie ze strategią PiS oszczędzić go, aby tuczyć dalej LiD kosztem PO Jednego można być pewnym: Aleksander Kwaśniewski się nie załamie, Jarosław Kaczyński się nie rozpłacze. Spotykają się ostrzy, zaprawieni w bojach zawodnicy. Nie będzie powtórki z pojedynku Wałęsa - Kwaśniewski z 1995 roku, kiedy to urzędujący prezydent podłożył się ówczesnemu liderowi SLD, chcąc mu podawać nogę zamiast ręki. Ten atak arogancji kosztował Wałęsę prezydenturę.

Reklama

Kaczyński i Kwaśniewski dobrze pamiętają tę lekcję. Ale nie dam sobie uciąć ręki, czy nie dojdzie do wpadki na miarę wypowiedzi Marka Belki z 2001 roku. Zapowiadając przed wyborami parlamentarnymi sięgnięcie do kieszeni emerytów, ten kandydat lewicy na ministra finansów odebrał prawdopodobnie swojej formacji możliwość zdobycia samodzielnej większości w parlamencie. Tym razem sztaby obu polityków zastawią niejedną pułapkę, aby skłonić tego drugiego do chlapnięcia, do kiksu. To będzie egzamin z refleksu, ale i z wyczucia, czym żyją Polacy.

Czym można ich pozyskać, a czym urazić. Każdy będzie próbował bić się bronią dla siebie wygodniejszą. Kwaśniewski użyje zapewne szpady. Będzie usiłował wykazać nieporadność Kaczyńskiego w poruszaniu się po nowoczesnej Europie. Jest sprawniejszy w posługiwaniu się międzynarodową nowomową, zna lepiej świat, czuje dyplomację. Musi się jednak mocno wystrzegać gaf typu wypowiedzi dla "Vanity Fair", w której w gruncie rzeczy stawał po stronie obcego państwa przeciw polskiemu rządowi. Debata w kraju to nie to samo co miła pogawędka z zagranicznymi dziennikarzami. Nie wykluczam zresztą, że w trakcie walki Kwaśniewski spróbuje zmienić subtelniejszą broń na maczugę.

Co to będzie? Rewelacja o brzydkich praktykach stosowanych przez obecną władzę wobec opozycji? O interesach władzy z ojcem Rydzykiem? Zapewne ludzie SLD mają coś takiego w zanadrzu. Jeśli nie mają, biada Kwaśniewskiemu. Bo Kaczyński ruszy z toporem wojennym, zgodnie z własnym temperamentem. Będzie próbował dosięgnąć przeciwnika przypomnieniem o biznesowych uwikłaniach jego i jego obozu. Pojawi się zapewne wątek ułaskawienia Zbigniewa Sobotki skazanego za starachowicki przeciek. Możliwe, że lider PiS spróbuje przedstawić swojego oponenta jako słabego człowieka zżeranego przez nałóg. On z kolei musi uważać na jedno - aby jego wojowniczość nie wzbudziła współczucia dla bardziej miękkiego Kwaśniewskiego.

Reklama

Bo to nie jest bój o już przekonanych, ale o wszystkich wyborców. Kaczyński ma na wstępie więcej punktów. To on ustawił logikę kampanii, spychając na bok Tuska, i dobierając sobie do dyskusji polityka osobiście popularnego, ale uosabiającego grzechy postkomunistycznej lewicy. Musi dokonać wyboru: czy pójść na zniszczenie Kwaśniewskiego, czy zgodnie z ostatnią strategią PiS oszczędzić go, aby LiD utuczył się jeszcze trochę kosztem PO. Ale to jednak szczegół. Tyle że Kwaśniewski ma wciąż szanse.

Przez ostatnie tygodnie politycy obozu rządzącego żyli w przekonaniu, że złapali Pana Boga za nogi. Że trafili do serc Polaków wbrew wszelkim przeciwnościom. Jest w tym sporo prawdy, zważywszy na niedawne kłopoty Kaczyńskiego jako premiera. Ale zawrót głowy od sukcesów bywa zdradliwy. Łatwo o arogancję, zbytnią popędliwość. Łatwo o wpadkę. Dlatego bukmacherzy będą mieli do ostatniej chwili bogate żniwo. Kulisy przygotowań do debaty.