Anna Monkos: Opowiedziała nam pani o bulwersującym zachowaniu Janusza Korwin-Mikkego we Wrześni, gdzie okrutnie obraził on pani córkę. Polityk wszystkiego się wyparł.
Matka dziewczynki, której historię opisaliśmy w środę w DZIENNIK
: Śledzę jego wypowiedzi na blogu i w mediach, i słyszę, że to polityczna manipulacja, że jestem narzędziem w rękach LiD, z którym nigdy nie miałam nic wspólnego! Osobą manipulowaną albo manipulatorką. Prowokatorem. Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. Jestem bombardowana telefonami od dziennikarzy z prasy i telewizji. Czy pokażę twarz, czy nie pokażę? Pierwszy raz w życiu coś takiego przeżywam. Pociesza mnie tylko fakt, że nie zostałam z tym sama. Bo gdybym została sama, to niech mi pani uwierzy, doszłoby do tego, że ja sama bym uwierzyła, że jego w ogóle nie było we Wrześni. Nie tworzę nowych faktów. DZIENNIK opisał wszystko tak, jak było.

Do Wrześni zabrała pani dwie córki. Jedna z nich jeździ na wózku.
Tak. Pojechałam z dwoma córkami. Była niedziela, piękny słoneczny dzień. Córki bardzo się cieszyły, że ze mną jadą. Tam się odbywał piknik i prawybory, a jestem sympatyczką Partii Kobiet. To miał być rodzinny wyjazd.

Pani córka chodzi do klasy integracyjnej?
Tak. Od pierwszej klasy. Ale to nie jest szkoła stricte integracyjna. Jest to zespół szkół z oddziałami integracyjnymi: podstawowa wraz z gimnazjum. W ubiegłym roku klasa integracyjna miała wyższą średnią ocen niż klasy z tzw. dziećmi pełnosprawnymi. Schorzenia są różnie: od ADHD, dysleksji, dysgrafii. Córka jest po przebytej chorobie nowotworowej. Jest też dziecko z zanikiem mięśniowym. To, co życie nam niesie.

Kiedy córka przyszła do szkoły, zdarzały się jakieś niemiłe incydenty?

Nie, nie było żadnych incydentów. Każda wywiadówka jest dla mnie powodem do satysfakcji. Córka skończyła podstawową szkołę ze średnią 5,6.

A jakie są jej kontakty z innymi dziećmi?

Wspaniałe. Bez zarzutu. Opowiem pani taką sytuację: przywożę dziecko do szkoły, a chłopcy z jej klasy już czekają na podjeździe. Mówią Cześć, zabierają plecak, wózek i znikają mi z pola widzenia. Córka jest po prostu powszechnie lubiana. To wszystko funkcjonuje naturalnie. Mimo niepełnosprawności córka uczestniczy w zajęciach w stowarzyszeniu sportowym Start. Pływa od 2003 roku, ma dyplomy, zdobyła wiele medali, w większości złotych. Tańczy w Integracyjnym Zespole Tańca Ludowego Cepelia z partnerem pełnosprawnym. W tym roku zespół reprezentował Polskę na światowym festiwalu dzieci niepełnosprawnych w Turcji.

A jak Korwin-Mikke zaczął mówić we Wrześni, to pani zareagowała pierwsza czy Emilka?
Razem. Spojrzałyśmy na siebie: Co ten człowiek mówi za bzdury? Że dzieci chodzące do szkoły, te niepełnosprawne gorzej się czują? Że inne przejmują schorzenia?

Emilia coś powiedziała?
Skomentowała swoim młodzieńczym slangiem. Nie będę cytować.

Korwin-Mikke twierdzi, że kiedy podszedł do waszego stolika, to była bardzo miła rozmowa. Jak ona to odczuła?

Chyba dla niego miła. Bo dawała mu jakąś satysfakcję. Za pierwszym razem kazałyśmy mu odejść, a potem sam wyrósł jak spod ziemi, przechylił się przez stolik i szeptał jej do ucha: - A jak ty ćwiczysz na tym WF-ie? - No ćwiczę. Gram w koszykówkę, w hokeja. - Jak, na wózku?! I wie pani, taki szyderczy śmiech. Ironia. Gestykulacja, machanie rękami.

Jak pani zareagowała?

Powiedziałam, żeby odszedł. To był pierwszy odruch matki, która chce chronić dziecko. A córka była bardzo spięta.

Wiem, że pani koleżanki płakały...

Ja też.

A ona nie?
Miała łzy w oczach. Od razu jej mówiłam: Nie przejmuj się. Widzisz, tacy ludzie też się zdarzają.
























Reklama

Żałowała Pani, że przyjechałyście razem?
Teraz tego żałuję. Że w ogóle pojechałam.

Potem o tym rozmawiałyście?
Tak. Próbowałam wytłumaczyć, żeby wyciągnęła z tego pozytywną stronę. Że w dalszym ciągu musi się bardzo dobrze uczyć. Mówiłam: Musisz udowadniać ludziom swoje talenty, pokazywać, że należy ci się to samo, co innym. Próbowałam znaleźć w tym aspekty wychowawcze. Tłumaczyłam, że większość ludzi to ludzie empatyczni, wrażliwi i normalni, ale są też i takie kreatury, które potrafią cały dorobek życia, pracy rodziców i wysiłków dziecka obrócić wniwecz.

A jak pani mąż zareagował?

Kiedy wróciłam do domu i opowiedziałam o tej sytuacji, wzburzył się i powiedział: Chyba tego tak nie zostawiłaś. Dobrze, że mnie tam nie było, bo mogłoby dojść do rękoczynów i pan Korwin-Mikke sam najprawdopodobniej wyjechałby na wózku. Może jego spojrzenie na niepełnosprawnych uległoby zmianie.









Polityk twierdzi, że jego słowa zostały przekręcone i pozwał DZIENNIK do sądu.
I żąda miliona złotych na niepełnosprawne dzieci. Bo jest taki humanitarny... Trudno o większy cynizm. Cyniczny, mały człowiek.

Reklama