Wczoraj na konwencji LiD w Łodzi sam to zresztą zasugerował, mówiąc, że wspiera młodych, mądrych ludzi, doradza im i że ta rola coraz bardziej mu się podoba. "Chyba jestem gotowy, by zostać dziadkiem" - dodał.
Przyczyny są dwojakiego rodzaju. Te oczywiste to seria poważnych niedyspozycji i spirala kłamstw, w jakie wpadł Aleksander Kwaśniewski w ostatnim czasie. Ogólnonarodowa zabawa w typowanie, czy tym razem będzie w znośnej formie, na jakiś czas przeniosła go z ekstraklasy na półeczkę z politycznymi śmiesznostkami. Im dłużej to trwa, tym niższe jest umocowanie półki.
Ale są też przyczyny głębsze. Jeśli bowiem szerzej spojrzeć na efekty jego powrotu do polityki, to są one mniej niż skromne. Gdy ten powrót ogłaszał, klaskała mu wypełniona zaprzyjaźnionymi elitami sala Zamku Królewskiego. Wszyscy wskazywali na ogromną popularność Aleksandra Kwaśniewskiego i jego wielkie doświadczenie oraz autorytet. To był solidny, mocny pakiet startowy. A co wyszło? Sondaże niewiele przekraczają dziś wynik osiągnięty przez SLD w momencie największego kryzysu w wyborach 2005 roku. Kłótnie wewnątrz LiD przykryto sprawną kampanią i przedwyborczą lojalnością, ale trudno mówić o jedności tego obozu. Okazało się też, że Kwaśniewski nie przywiózł z rocznej emigracji żadnego nowego pomysłu, hasła, idei. To, co dziś głosi LiD, głosiłby i bez niego.
Wszystko to składa się na podjętą już, moim zdaniem, decyzję o czasowym wycofaniu się byłego prezydenta z bieżącej polityki. Nie będzie on żadnym premierem, sądzę też, że po wyborach porzuci działalność w LiD.
Nie znaczy to jednak, że odpuści poniedziałkową debatę z liderem Platformy Obywatelskiej. Przeciwnie. Im mocniej nabroił, im bardziej popsuł kampanijne szyki kolegom z LiD, tym bardziej będzie chciał się teraz zrehabilitować. Myślę, że zrobi wszystko, by odzyskać choć część głosów utraconych w ostatnim tygodniach przez lewicę na rzecz idącej w górę Platformy Obywatelskiej. Ale niech nas nie zmyli jego determinacja w tej debacie. To będzie mocny akcent, ale na długo ostatni.