AGNIESZKA SOPIŃSKA: 16 procent poparcia dla partii politycznej to dużo czy mało?
KAZIMIERZ MARCINKIEWICZ*: To zależy, o czym mówimy. Jeśli chodzi o partyjne notowania, to ważniejsza jest dynamika zmian. Jedna liczba mówi niewiele.
A jeśli mówimy o partii, która niewiele ponad cztery miesiące temu w wyborach parlamentarnych osiągnęła dwukrotnie lepszy wynik?
To oczywista oczywistość (śmiech), że 16 procent jest spadkiem. Sądzę jednak, że jest on naturalny. W ostatnich 20 latach zawsze było tak, że następował spadek poparcia społecznego dla ugrupowań opozycyjnych, bo jednocześnie rosło poparcie dla partii rządzących.
Dość łagodnie pan mówi o wyniku, jaki PiS dostało w ostatnim sondażu "Rzeczpospolitej".
Bo ten sondaż to tylko jeden pik, jeden przypadek. Trzeba poczekać na kolejne badania przeprowadzane w kolejnych miesiącach. One będą ważne.
Spadek poparcia o połowę trudno jednak bagatelizować. Pana zdaniem dlaczego do tego doszło?
PiS po wyborach popełniło szereg błędów. Po pierwsze cały czas utrzymuje w publicznej debacie ton wojennej retoryki. To, co było przed wyborami - trwa cały czas. I to musi się mścić.Poza tym PiS pozbyło się grona polityków konserwatywnych. To na pewno też ma znaczenie. A poza tym przyczyny leżą również w tym, że kilku polityków tej partii złapano na kłamstwach w sprawach publicznych. Polacy tego nie lubią, kłamstwo w polityce jest niewybaczalne. Politycy mogą robić różne rzeczy, ale w sprawach publicznych kłamać im nie wolno.
O jakich kłamstwach pan mówi?
Było ich sporo. Takim sztandarowym przykładem jest sprawa zagłuszania pielęgniarek, które okupowały kancelarię premiera.
Kto jest odpowiedzialny za słabe notowania PiS?
Winnymi są różni politycy tej partii, ale za wszystko odpowiada Jarosław Kaczyński, bo to on ma w każdej sprawie decydujący głos.
Sądzi pan, że to jest moment, w którym politycy PiS powinni rozpocząć dyskusję o zmianie swojego lidera?
Politycy na pewno powinni dyskutować o tym, czym jest Prawo i Sprawiedliwość. Niestety, ta dyskusja nie została podjęta, a ci, którzy próbowali ją rozpocząć, zostali wyrzuceni z partii. PiS jest partią Jarosława Kaczyńskiego i to on jako jej właściciel decyduje o tym, co się z nią dzieje.
Jarosław Kaczyński poprowadzi PiS na samo dno?
Tego wykluczyć nie można. Ale przewiduję, że PiS przez całą kadencję Sejmu utrzyma się na poziomie poparcia między 10 a 20 procent.
To za mało, by w 2010 r. wygrać wybory i wrócić do władzy.
I bardzo dobrze.
Ale kilkunastoprocentowe poparcie się utrzyma?
Tak, na pewno. Wierzę po prostu w umiejętności marketingowe Michała Kamińskiego i Adama Bielana. Oni są mistrzami w tym, co robią, i na pewno zrobią wszystko, by PiS przywrócić odpowiednio wysokie poparcie społeczne.
W oparciu o same działania marketingowe partia nie jest w stanie funkcjonować na dłuższą metę. Pan musi o tym wiedzieć.
To prawda. Próżni się nie sprzedaje. Trzeba mieć towar, żeby go sprzedać. Ten towar, jaki dzisiaj jest, każdy widzi. A to oznacza, że potrzebna jest praca zarówno nad samym towarem, jak i nad lepszym sposobem na jego sprzedaż.
Bielan i Kamiński powinni namówić Kaczyńskiego, by zaczął mówić innym językiem?
To na pewno jest bardzo trudne, ale pewnie próbują.
Słabe wyniki PiS zachęcają pana do myślenia o założeniu własnej partii?
W ogóle o tym nie myślę. Przez najbliższy rok będę jeszcze pracował w Londynie, taką decyzję podjąłem rok temu i zamierzam się z tego wywiązać. Ja dokładnie wiem, co chcę robić ze swoim życiem. I oczywiście biorę pod uwagę możliwość powrotu do polskiej polityki. A nie wraca się do polityki nie wiadomo gdzie, tylko w jakieś konkretne miejsce, czyli do jakiejś partii.
Swojej?
No jakoś tam mojej. Na pewno tak.
Swojej od początku do końca?
O uprawianiu polityki nie myślę w ten sposób. Dla mnie polityka zawsze była, jest i pozostanie grą zespołową.
* Kazimierz Marcinkiewicz, były premier RP