"Polska nie jest jedynym państwem, gdzie prezydenci denerwują się na media. Niedawno Władimir Putin zbeształ rosyjską dziennikarkę. Zdarzało się to Bushowi. Prezydent Francji wyszedł obrażony ze studia" - przypomina Monika Olejnik. "Jednak to, co mówi Lech Kaczyński, mógłby powiedzieć jakiś dyktator" - podkreśla dziennikarka TVN 24 i Radia Zet.

Reklama

W poniedziałkowym wywiadzie w TVP 2 dla Tomasza Lisa Lech Kaczyński nie ograniczył się do krytyki konkretnych tekstów, programów czy dziennikarzy. Zasugerował niemal wprost: polska demokracja nie jest do końca normalna przez media. A jako dowód na tę tezę przedstawił fakt, że PiS, choć w jego ocenie dobrze rządziło, przegrało wybory.

"Niech pan mnie nie przekonuje, że w normalnych regułach demokratycznych rząd, który ma takie wyniki, jak przed chwilą powiedziałem, przegrywa wybory. To jest całkowicie niemożliwe. (...) To jest jeden z olbrzymich problemów polskiej demokracji. Czwarta władza jest jednym z olbrzymich problemów polskiej demokracji" - stwierdził prezydent. I odnosząc się wyraźnie do polskich realiów, przestrzegł, że dopóki obywatel nie będzie informowany prawdziwie, demokracja jest żartem.

"Bracia Kaczyńscy dużo wycierpieli od nieobiektywnych mediów, więc są trochę przewrażliwieni. Jedno jest pewne: są rzeczy, których prezydent nie powinien mówić" - ocenia publicysta Rafał Ziemkiewicz. Świadczy o tym to, że choć politykom sprawującym najwyższe urzędy w innych krajach europejskim nie raz puszczały nerwy na media, nigdy nie odważyli się na takie oskarżenie mediów jako całości.

Reklama

"Ostatnim prezydentem mającym takie podejście do mediów był Nixon. Ale to było 100 lat temu. Świat poszedł do przodu. I warto poczytać, jak Nixon skończył" - mówi specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz. Na co dzień obserwuje francuską scenę polityczną. I stwierdza: "Nie wyobrażam sobie Sarkozy’ego czy Chiraca, którzy nagle atakują wszystkie media".

Dlaczego więc robi to Lech Kaczyński? "Ten głęboki uraz u prezydenta - to najłagodniejsze określenie, jakiego można użyć - wynika z niezrozumienia roli mediów w demokracji" - mówi Janina Paradowska z Polityki.

To niezrozumienie może kosztować jednak prezydenta dużo. Szczególnie że ostre słowa pod adresem mediów padły z ust prezydenta w czasie, kiedy jego kancelaria właśnie przez te same media próbuje ocieplić wizerunek głowy państwa. "Nie da się jednocześnie grać na dwóch fortepianach" - ostrzega Mistewicz.

Reklama

p

Kamiński: Lech Kaczyński jest odważny

Anna Wojciechowska: Czy prezydent naprawdę wierzy, że gdyby nie media, wynik ostatnich wyborów byłby inny?
Michał Kamiński: Oczywiście media nie są winne w 100 procentach, ale teza prezydenta jest prawdziwa: wielu obywateli było wystraszonych rządami PiS. Byli przekonani, że sprawy kraju idą w złym kierunku, choć wskaźniki pokazywały, że jest inaczej.

Obywatele mają teraz uznać, że mieliśmy do czynienia ze spiskiem dziennikarzy? Przecież to absurd.
Prezydent ani słowa nie powiedział o spisku! Media reprezentują jednak określony zestaw poglądów politycznych. Wystarczy przypomnieć przedwyborczy sondaż, z którego wynikało, że ponad 80 proc. dziennikarzy głosowało na Donalda Tuska, a tylko kilkanaście procent na Lecha Kaczyńskiego. A oczywiste jest, że przekonania dziennikarzy wpływają na to, jak opisują rzeczywistość.

Niezupełnie oczywiste. Wybory wygrał Lech Kaczyński.
To pokazuje, że nawet w niesprzyjających warunkach można wygrać wybory. Rozumiem, że możecie się czuć nieswojo po ostatnich słowach prezydenta, ale gołym okiem widać, że wraz z PiS nie jest on pieszczochem mediów.

Nie czuje się pan nieswojo, słysząc słowa głowy państwa, że w Polsce media są groźne dla demokracji?
Nie, bo to jest stwierdzenie faktu. To brzmi mocno, ale rzeczywiście jest tak, że warunkiem dobrze funkcjonującej demokracji jest nie tylko to, by ludzie mogli głosować, ale także i to, żeby ludzie mieli rzetelną wiedzę, na kogo głosują. I w tym sensie media są jednym z problemów demokracji.

Jednak eksperci od polityki medialnej mówią, że na takie uogólnienie pozwalają sobie dyktatorzy.
Jeśli pani stosuje takie porównanie, to pytanie do mnie, czy media nie fałszują rzeczywistości są żartem.

A zna pan przywódcę europejskiego, który pozwoliłby sobie na taką wypowiedź?
To świadczy o odwadze prezydenta. Prezydent odbiera rzeczywistość i jest od tego, żeby o tym mówić. To, że istnieją zlecenia w niektórych gazetach, żeby dowalić PiS, jest oczywiste. Prezydent jednak szanuje media. Jest na nie otwarty, czego przykładem jest nasza rozmowa.

Trochę mnie pan uspokoił. W końcu gdybym była taka groźna dla demokracji, nie rozmawiałby pan ze mną?
Jest pani złośliwa.

Michał Kamiński, minister w Kancelarii Prezydenta