Donald Tusk nie cierpi długo przebywać poza Polską. Kluczowym wizytom w Moskwie i Berlinie poświęcił zaledwie jeden dzień, rezygnując z noclegu. A gdy leciał do USA, program ułożono tak, aby wystarczyła tylko jedna noc w hotelu.

Reklama

Tym razem jednak stało się inaczej. Po części to wina logistyki. Sam lot wysłużonym Tu-154M z Warszawy do Limy zajmie szefowi rządu w jedną stronę 21 godzin. Rosyjska maszyna jest szybka, ale bardzo dużo pali. Dlatego w drodze do Peru będzie musiała aż trzy razy lądować po paliwo: na Wyspach Kanaryjskich, a potem dwa razy w Brazylii.

Powód tej długiej podróży? Premier razem z Angelą Merkel, Jose Luisem Zapatero, Gordonem Brownem i innymi europejskimi przywódcami chce pokazać się na szczycie UE - Ameryka Łacińska. "Nieobecność polskiego premiera na spotkaniu, w którym weźmie udział przeszło 50 premierów i prezydentów z obu stron Atlantyku byłaby nieprzyjemnym zgrzytem, skoro poprawa stosunków na linii Warszawa - Bruksela ma być priorytetem rządu Tuska" - tłumaczą współpracownicy szefa rządu.

Komisja Europejska ma nadzieję, że szczyt w Limie pozwoli na otwarcie ogromnego, 700-milionowego latynoskiego rynku dla unijnych towarów i usług. Polscy dyplomaci są jednak przerażeni słabą organizacją unijnego szczytu. Na parę dni przed przylotem wciąż nie było wiadomo, w jakich spotkaniach będą uczestniczyć zagraniczni przywódcy, gdzie mają spać ich współpracownicy, którędy będą się poruszać. "Mówią nam, że wszystko okaże się <maniana>" - mówi Wojciech Tomaszewski, odpowiedzialny za wizytę premiera w MSZ.

Reklama

Unijny szczyt zajmie jednak ledwie jeden z sześciu dni, które premier spędzi na kontynencie południowoamerykańskim. Donald Tusk będzie pierwszym szefem polskiego rządu, który złoży oficjalną wizytę w Peru. Wcześniej byli tu tylko nasi prezydenci. W nagrodę prezydent Alan Garcia odznaczy Donalda Tuska najwyższym peruwiańskim odznaczeniem, jakie może otrzymać cudzoziemiec - El Sol del Peru. Potem szef rządu odwiedzi Chile. Tu ordery nie są już przewidziane, będzie za to spotkanie z uroczą panią prezydent Michelle Bachelet.

Zdecydowanie najwięcej czasu polski premier zamierza jednak poświęcić na poznanie uroków Ameryki Łacińskiej, zaczynając od wspaniałości kultury prekolumbijskiej. To jedna z pasji żony premiera. Państwo Tuskowie polecą z Limy do starożytnej stolicy Inków Cuzco i zbudowanego przez nich na odludziu Andów Machu Picchu. Odwiedzą muzeum sztuki starożytnej w peruwiańskiej stolicy i obejrzą spektakularny park wodny, w którym niektóre fontanny biją na wysokość ponad 100 m. A w Chile jedno popołudnie premier poświęci na degustację trunków w najsłynniejszej tamtejszej winnicy Concha y Toro w towarzystwie rodziny właścicieli.

Nie wszystkie punkty programu latynoskiej podróży są bezstresowe. Gospodarze ostrzegają, że ogromnym wyzwaniem będzie podróż zbudowaną przez Ernesta Malinowskiego koleją andyjską, która na stosunkowo krótkim odcinku wzbija się z poziomu morza do wysokości blisko 5 tys. m. Premier chce koniecznie złożyć na szczycie kwiaty pod pomnikiem polskiego inżyniera.

Reklama

Ale postawny szef premierowskiej ochrony, który poleciał parę tygodni temu, aby przetrzeć szlak, wyszedł z kolejowego wagonu chwiejnym krokiem i niemal stracił przytomność. Peruwiańczycy twierdzą, że jest sposób na pozbycie się dolegliwości: rzuć przed wyjazdem liście koki lub napić się przyrządzonego z tej rośliny naparu.

"Taka jednorazowa degustacja nie będzie prowadzić do uzależnienia. Koka w tej postaci nie ma wiele wspólnego z kokainą w proszku. Ale radziłbym premierowi konsultacje z lekarzem, zanim zażyje koki. I jeszcze jedno: przywóz liści z koki lub jej wywaru do Polski jest w naszym kraju karany" - ostrzega Robert Hanasiewicz, terapeuta Monaru.