Na tydzień przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi Aleksander Grad i Bronisław Komorowski podpisali umowę z szefami central związkowych działających w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie. Platforma obiecała, że po wygranych wyborach i utworzeniu rządu Skarb Państwa wyda byłym i obecnym pracownikom tej spółki pakiet 15 proc. akcji. W zamian centrale związkowe udzieliły PO poparcia w wyborach.
Umowa rozwścieczyła wtedy PiS. Poseł Tomasz Dudziński zarzucał Platformie uprawianie korupcji politycznej. PO odparowała, że PiS też nie jest święte. Tłumaczyła, że to nie było kupowanie głosów, bo obecnym i byłym pracownikom PGNiG te akcje po prostu się należą.
Związkowcy umowy dotrzymali. "Weź udział w wyborach. Zaufaj PO!" - takie ogłoszenia w regionalnej prasie zamieszczał np. Jerzy Franosz, przewodniczący związku w Górnośląskiej Spółce Obrotu Gazem, należącej do PGNiG.
Także Platforma po objęciu rządów robi wszystko, by dotrzymać słowa. W lutym Grad, już jako minister, powtórzył zobowiązania z kampanii w porozumieniu ze związkami. W końcu kwietnia na jego wniosek rząd zmienił plan prywatyzacji na lata 2008 - 2011, wprowadzając możliwość sprzedania akcji PGNiG. Wszystko szło jak po maśle. Ale na drodze stanął wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Pokazał Gradowi dokument „Polityka dla przemysłu gazu ziemnego”, w którym jeszcze rząd Jarosława Kaczyńskiego zapisał, że nie przewiduje się dalszej prywatyzacji spółki, w tym udostępnienia tzw. akcji pracowniczych.
Resort skarbu bagatelizuje ten zapis. "Na pewno do końca czerwca rząd przyjmie nową wersję tego dokumentu" - zapewnia rzecznik Grada Maciej Wiewiór.
Czy na pewno? Bo poprawki do dokumentu może wnieść tylko... Waldemar Pawlak. "Wcale nie jest powiedziane, że tak chętnie zgodzimy się na szybką zmianę dokumentu. Szef zażądał szczegółowych analiz" - mówi nasz informator z resortu gospodarki. Zdradza, że Pawlak chce sprawdzić, czy rewanż PO za poparcie związkowców nie zagrozi bezpieczeństwu energetycznemu państwa.
Były minister skarbu Wojciech Jasiński zna już odpowiedź. W rozmowie z DZIENNIKIEM rysuje scenariusz, jaki według niego jest prawdopodobny w takiej sytuacji. "Na giełdzie jest ponad 12 proc. akcji PGNiG. Pracownicy dostają 15 proc. Potężny gracz na rynku skupuje je wszystkie. Nie ma wprawdzie kontroli nad spółką, ale może zablokować każdą poważną decyzję strategiczną. A przecież łatwo sobie wyobrazić, że takim akcjonariuszem stałby się np. Gazprom" - tłumaczy Jasiński.
Rzecznik Grada zapewnia, że resort zabezpieczy się przed takim zagrożeniem. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem jest prawo pierwokupu pracowniczych akcji przez samo PGNiG. "Tylko że to może nie zadziałać, bo przez najbliższe lata nie ma szans na to, by spółkę było stać na wydanie kilku miliardów złotych na taki cel" - twierdzi nasz informator z rządu. Dlaczego więc Grad naciska na jak najszybsze zakończenie sprawy? Bo Platforma obiecała związkowcom przekazanie akcji do końca czerwca 2008 r. "Zdążymy" - zapewnia Maciej Wiewiór.