Sojusz Lewicy Demokratycznej nie może przeżyć decyzji, na mocy której zakon elżbietanek z Poznania dostał od państwa tereny w warszawskiej Białołęce. Te 47 hektarów to odszkodowanie za tereny zabrane elżbietankom w Wielkopolsce przez komunistów po II wojnie światowej - pisze "Gazeta Wyborcza".

Reklama

Ta sprawa posłużyła lewicy jako pretekst do żądań, by Komisja Majątkowa przestała funkcjonować. W jej skład wchodzi dwanaście osób: połowa reprezentuje rząd, połowa - Kościół.

"Czas zakończyć działanie Komisji Majątkowej. Najpewniej we wrześniu zaproponujemy zmiany w ustawie o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. Zaproponujemy likwidację komisji. Do tego czasu konieczna jest kontrola jej działań" - mówił w Sejmie szef klubu SLD Wojciech Olejniczak.

Władze dzielnicy Białołęka skarżą się, że na rzecz elżbietanek straciły grunty, na których chciały budować szkoły i przedszkola. W dodatku - według nich - wycena na 30 milionów złotych dokonana przez ekspertów strony kościelnej, została znacznie zaniżona.

"Mam wycenę według, której ten grunt jest warty 240 milionów złotych" - twierdzi burmistrz Białołęki Jacek Kaznowski z PO. A ponieważ od decyzji Komisji Majątkowej nie ma odwołania, władze dzielnicy i jej radni złożyli zawiadomienie w prokuraturze o rażącej niegopodarności.

Lewica mocno wspiera ten protest i przy okazji żąda likwidacji Komisji Majątkowej. Wojciechowi Olejniczakowi wtóruje szefowa SLD na Mazowszu, Katarzyna Piekarska: "Jeśli w przeszłości zabrano ziemie Kościołowi, to trzeba mu je oddać, ale nie w ten sposób. Komisja Majątkowa jest przeżytkiem. Nie może być tak, że w państwie demokratycznym od decyzji nie można odwołać się sądu. Przecież to niekonstytucyjne".