Fundusz, którego powołanie zaproponował Lech Kaczyński, ułatwiałby udzielanie pomocy w przypadkach takich klęsk, jak trąba powietrzna czy huragany, które ostatnio pustoszyły Polskę.

Reklama

W niedzielę, gdy znany już był tragiczny bilans trąby powietrznej, nawałnicy i huraganów, które przeszły nad Polską, szef ludowców złożył zaskakującą propozycję. "Polsce potrzebne będzie utworzenie stałego funduszu dysponującego środkami na finansowanie skutków katastrof i klęsk" - powiedział w Lądku (Wielkopolska), gdzie uczestniczył w uroczystości wręczenia nagród i wyróżnień dla najlepszych drużyn Ogólnopolskich Zawodów Sportowo-Pożarniczych. Dlaczego wicepremier i minister gospodarki zmienił zdanie? - zapytaliśmy jego biuro prasowe. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy, bo - jak poinformowało biuro - Waldemar Pawlak był zajęty: udał się z wizytą do fabryki autobusów Solaris w Bolechowie.

Politycy opozycji nie mają jednak wątpliwości. W obliczu klęski byłoby niepolitycznie odmawiać pomocy poszkodowanym. Trzeba wykazać się inicjatywą. Ponadto koalicja rządząca z reguły nie popiera projektów prezydenta i opozycji.

"Niestety jest tak, że jeżeli Platforma lub jej koalicjant PSL czegoś nie wymyślą, to projekty innego autorstwa są z zasady do niczego" - tłumaczy Witold Gintowt- Dziewałtowski, poseł Lewicy. On sam chciał, by parlament pracował nad prezydencką propozycją. Wynik lipcowego głosowania był jednak miażdżący. Za odrzuceniem projektu ustawy o Funduszu Pomocy Ofiarom Klęsk Żywiołowych w pierwszym czytaniu byli między innymi wszyscy obecni na sali posłowie PO i PSL. Dlaczego nie podobał im się pomysł prezydenta?

Reklama

"Głosowanie za odrzuceniem projektu było decyzją na poziomie koalicyjnym" - odpowiada Janusz Piechociński z PSL. Tłumaczy, że przyjęcie ustawy dałoby pretekst do rozbudowy kancelarii Lecha Kaczyńskiego.

"Prezydencka administracja obrosłaby w dodatkowe zadania podobne do tych, jakie ma już rząd" - wyjaśnia.

Nie wszyscy posłowie koalicji pamiętają, dlaczego nie chcieli poprzeć prezydenckiego projektu. "Nie bardzo pamiętam, o co chodziło. Pewnie głosowałem w tej sprawie. Ale jak?" - zastanawia się długo Antonii Mężydło z PO.

Reklama

O tym, że utworzenie funduszu jest potrzebne, przekonał się też premier Donald Tusk. W zeszłym tygodniu odwiedził rejony zniszczone przez nawałnicę i zapewniał, że ofiary nie zostaną bez pomocy. Grzegorz Schetyna, szef MSWiA, uściśla: dziś rząd przyjmie rozporządzenie, na mocy którego rozpocznie się wypłacanie odszkodowań. Dodał, że trzeba działać "błyskawicznie", bo ofiarom klęski "żyje się ciężko". Tylko w jednym powiecie strzeleckim na Opolszczyźnie straty oszacowano na 50 mln złotych.

Posłowie, którzy odrzucili prezydencką propozycję, nie uważają jednak, że to może opóźnić pomoc i że ofiary kolejnej klęski będą znacznie dłużej czekały na pieniądze. "Nie jesteśmy teraz bezradni. Są rezerwy budżetowe na te cele" - tłumaczy Janusz Piechociński.

Jednak zdaniem Witolda Gintowta-Dziwałtowskiego byłoby znacznie korzystniej, gdyby istniał fundusz celowy, którego środki mogłyby być pomnażane przez bezpieczne inwestycje, na przykład w obligacje. To przewidywała propozycja Lecha Kaczyńskiego.