Burzę wywołał wniosek LiD o "niezwłoczne" przejście do debaty nad projektem ustawy ratyfikacyjnej - bez dyskusji w komisji sejmowej. To nie spodobało się PiS-owi. Klub zażądał przerwy, czego z kolei nie chciał Bronisław Komorowski.

Reklama

"Marszałek po raz pierwszy od 19 lat uniemożliwia spotkanie klubu, aby klub mógł przedyskutować swoje stanowisko w debacie, która będzie miała miejsce za chwilę" - grzmiał Przemysław Gosiewski. Przerwę w końcu zarządzono - zdecydował o niej Sejm przygniatającą większością głosów.

Jeszcze przed posiedzeniem Sejmu Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jeżeli dojdzie do próby forsowania wersji projektu ustawy ratyfikacyjnej przedstawionej przez rząd, PiS będzie zmuszony głosować przeciw albo wstrzymać się od głosu. "Klub PiS w tej sprawie nie pęknie" - zapewnił.

PiS poprawia

Wczoraj PiS złożył poprawkę, która jest odrębnym projektem ustawy ratyfikacyjnej. Zapisano w niej m.in., że polska konstytucja jest najwyższym prawem w naszym kraju, a traktat z Lizbony nie daje podstaw do tego, by w ramach Unii były podejmowane "jakiekolwiek działania uszczuplające suwerenność" państw członkowskich.

Reklama

To niespodziewana zmiana stanowiska PiS w sprawie traktatu reformującego Unię Europejską. W praktyce może oznaczać powrót do pomysłu referendum. W Europie tylko Irlandia wybrała tę drogę, a procedury zatwierdzania tego wielkiego porozumienia w innych krajach idą pełną parą - pisał DZIENNIK.

Stanowisko PiS to nie blef. Samo południe w Sejmie. Zbiera się klub PiS. Głos zabiera Jarosław Kaczyński. Zapewnia grupę posłów bliskich Radiu Maryja, że PiS będzie walczyć o zabezpieczenie interesów Polski w Unii Europejskiej. Przypomina, że nad zgodą na traktat lizboński każdy będzie mógł głosować, jak chce.

Reklama

"Chyba że Platforma nie zgodzi się na nasze poprawki. Wtedy wszyscy będziemy przeciw" - mówi zaskakująco. Zapowiada, że w takiej sytuacji w klubie będzie dyscyplina. "Przygotujcie się na to, że będą nazywać nas anty-Europejczykami, ale my robimy to nie dlatego, że jesteśmy przeciwko Unii, ale żeby zabezpieczyć to, co wynegocjował prezydent" - dodaje Jarosław Kaczyński.

Skąd taka zmiana stanowiska? Po pierwsze to obawa przed pęknięciem w klubie PiS. Po drugie - wynik nacisku Radia Maryja, domagającego się referendum. Wyjściem ma być PiS-owski projekt ustawy ratyfikującej traktat. Z preambułą stwierdzającą, że "RP jest i pozostaje suwerennym państwem, którego decyzje mają źródło w woli narodu, dotyczy to w szczególności decyzji o przystąpieniu RP do UE (...), a także o ewentualnym wystąpieniu z niej". Prezes PiS tłumaczy, że zgłoszone poprawki mają zabezpieczyć dorobek polskich negocjatorów.

"Działamy dla dobra kraju i spokoju społecznego" - wyjaśniał w popołudniowej debacie. I argumentował, że nie można lekceważyć mniejszości, która była sceptyczna wobec UE, a teraz podważa procesy pogłębienia integracji europejskiej. Zasugerował, że niezgoda na poprawki PiS to opowiedzenie się za Polską jako "województwem Unii Europejskiej".

To sprowokowało szefa rządu Donalda Tuska, który niespodziewanie skorzystał z prawa zabrania głosu poza kolejnością. "Zacytuję klasyka: >spod owczej maski wyszły wilcze zęby<" - stwierdził Tusk. Pytał, co się zmieniło od chwili, gdy prezes PiS z entuzjazmem popierał traktat. "Uzyskaliśmy wszystko, co zamierzaliśmy uzyskać" - cytował wypowiedzi byłego premiera dla DZIENNIKA. "Nie spodziewałem się, że wysiłek, jaki bracia Kaczyńscy włożyli w negocjacje w sprawie traktatu, wzbudzi takie lęki u samych jego autorów" - kpił Tusk.

Sprawa jest poważna. Opowiadającym się jednoznacznie i bez warunków za traktatem PO, PSL i LiD do przyjęcia ustawy pozwalającej prezydentowi na ratyfikację brakuje kilku głosów. Bez PiS nie mają 2/3 w Sejmie, a tyle zgodnie z konstytucją potrzeba na ratyfikację umowy międzynarodowej.

Co na to euroentuzjaści z PiS? Karol Karski pociesza, że odrzucenie rządowego projektu nie oznacza odrzucenia samego traktatu. "Można złożyć kolejny projekt" - mówi. Potwierdza to w rozmowie z DZIENNIKIEM szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Mikołaj Dowgielewicz: "To nie jest ustawa ratyfikująca, ale jedynie o wyrażenie zgody na ratyfikację".

Ale PO nie zamierza powtarzać tej debaty. Stawia sprawę bardzo ostro. "Jeśli zagłosują przeciw, to znaczy, że są przeciw Unii, a my wtedy robimy referendum" - mówił nam tuż przed sejmową debatą szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak.

A PiS referendum się boi jak diabeł święconej wody. Bo wówczas albo jest się za traktatem i UE, albo przeciw. A partia Jarosława Kaczyńskiego chce być i tu, i tu.

p

Saryusz-Wolski: Groźna gra traktatem

Mikołaj Wójcik: Panie przewodniczący, czy do Strasburga, gdzie trwa sesja Parlamentu Europejskiego, dotarły już echa wydarzeń w polskim parlamencie?
Jacek Saryusz-Wolski: A co się dzieje?

PiS zapowiada, że jeśli ustawa o wyrażeniu zgody na ratyfikację traktatu lizbońskiego nie będzie miała takiego kształtu, jaki proponuje, to zagłosuje przeciw. Arytmetyka jest bezlitosna: przy dyscyplinie głosowania oznacza to brak zgody Sejmu.
No tak, bo bez PiS nie ma 2/3 głosów. Z traktatem lizbońskim jest tak, że go można ratyfikować albo nie. Opatrywanie tego jakimiś deklaracjami czy wykładnią, która wybiega poza treść dokumentu, nie jest praktykowane. A poza tym, przecież to PiS w osobach prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego wynegocjowało ten traktat. Chwaliło się przecież, że to wielki sukces. Przy okazji nadinterpretowując czy źle interpretując pewne jego zapisy.

Czy pan rozumie, o co chodzi PiS? Czy kluczem jest o. Tadeusz Rydzyk, który grozi palcem, że znów zbuduje swoją partię na prawicy?
Niewykluczone. Sądzę jednak, że nowe stanowisko PiS jest motywowane względami wewnątrzpartyjnymi.

Takie względy najczęściej są trudne do przezwyciężenia. Myśli pan, że doprowadzą do fiaska traktatu w Polsce?
Jestem w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, więc nie czuję klimatu, który dziś panuje na ulicy Wiejskiej. Ale to byłoby szalenie niekorzystne dla Polski.

W Unii Europejskiej chyba nikt się nie spodziewa takiego rozstrzygnięcia.
Oczywiście, że nikt. W środę rano brałem udział w posiedzeniu grupy monitorującej procedury ratyfikacyjne w 27 krajach Unii Europejskiej. Jedyną kwestią, która budziła wątpliwości co do przyszłości traktatu lizbońskiego, była sytuacja w Irlandii. Tam w czerwcu będzie referendum, a dziś sondaże pokazują, że niewielka grupa opowiada się za ratyfikacją, niewielka przeciw, a sporo jest niezdecydowanych. Więc wynik jest bardzo niepewny. Rozmawialiśmy też o sytuacji w Niemczech. Dyskutowaliśmy też, czy wieloszczeblowe procedury ratyfikacyjne w niektórych krajach, np. w Belgii, nie sprawią, że problemem będzie czas.

Bo traktat musi być przyjęty do końca roku.
Ma wejść w życie 1 stycznia 2009 roku. Ale warunkiem jest nie tylko zakończenie procedur ratyfikacyjnych do tego czasu, ale też zgoda wszystkich 27 państw. Jeśli ktoś się wyłamie, traktatu nie ma.

Dotąd jedyną przeszkodą wydawała się Irlandia, a dziś w jej ślady może pójść Polska.
Cały czas mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

A jeśli ustawa jednak padnie w Sejmie?
Jeżeli Sejm nie będzie w stanie ratyfikować traktatu lizbońskiego, to trzeba będzie odwołać się do największej izby demokratycznej, którą jest naród. Jest jeszcze trzecia teoretyczna możliwość, czyli wybrać nowy parlament.

W świetle ostatnich sondaży to bardzo kuszący pomysł dla Platformy. Ale referendum, a tym bardziej nowe wybory parlamentarne zajmą wiele czasu. A ten jest cenny.
Jego wejście w życie wiąże się z wieloma rozstrzygnięciami. Zaraz po naszej rozmowie idę na debatę, w czasie której będziemy dyskutowali o tym, co oznacza wejście we wspólną politykę bezpieczeństwa. To nowe funkcje, nowe kompetencje. Dobrze byłoby do jesieni zakończyć wszystkie procedury ratyfikacyjne, by wiedzieć, czy traktat rzeczywiście wejdzie w życie 1 stycznia, czy mamy jakieś opóźnienie.

Załóżmy scenariusz, w którym, np. w Polsce, to się opóźnia. Mamy nowy rok, a procedury ratyfikacyjne wciąż trwają. Co wtedy?
Panie redaktorze, dla mnie ta sytuacja jest takim zaskoczeniem, że nie wiem, co dalej.

* Jacek Saryusz-Wolski, polityk PO, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego