Czy je świętował? "Takich informacji nie udzielamy" - usłyszeliśmy w Centrum Informacyjnym Rządu. Jeszcze w kampanii prezydenckiej 2005 r. patentem Lecha Kaczyńskiego na zbijanie z tropu lidera PO było zwracanie się do niego per "szanowny panie Donaldzie”. W ostatnich wyborach parlamentarnych prezes PiS próbował tego samego sposobu.
"Panie Donaldzie, pan wielokrotnie twierdził..." - zaczął podczas debaty. Tusk wybuchnął śmiechem. "Jak, panie Donaldku?" - dopytywał się Jarosław Kaczyński. "Mów mi Donek" - odparował Tusk. Scenka zrobiła w internecie prawdziwą karierę. A intrygujące imię lidera PO zeszło na dalszy plan. Przynajmniej w Polsce. Bo po ostatnich wyborach parlamentarnych mocno zafascynowało dziennikarzy zagranicznych. Prowadzący satyrczny francuski program radiowy zaczęli swój materiał o Tusku od... kwakania. "Kto rozpoczął swoje przemówienie od <kwa, kwa, kwa>? Donald! Kaczor Donald jest Polakiem! Wygrał wybory w Polsce! Donald!" - zaśmiewali się.
Premier przyznawał, że w już dzieciństwie imię mocno go frustrowało. "Kaczor!" - wołali za nim na szkolnych korytarzach. I na nic się zdały tłumaczenia Tuska, że imię wcale nie pochodzi od bohatera kreskówki Disneya. "Imię Donald? Mój ojciec miał na imię Donald. Skąd kaprys mojej babci, żeby nazwać tak mojego ojca? Nie wiem" - mówił w jednym z wywiadów premier.
W kilku gazetach pojawiły się informacje o motywach babci premiera Juliany, która jeszcze jako panna miała zafascynować się pewnym angielskim lordem o imieniu Donald. To dlatego, kiedy urodził się pierwszy z jej pięciu synów, nalegała, by nadać mu takie imię.