Może ktoś powiedzieć, że to science fiction. Nie znamy bowiem nazwisk kontrkandydatów, nie wiemy, w jakiej kondycji będą sprawy Polski. Nie możemy lekceważyć wyników sondaży poparcia dla prezydenta. Z ostatniego, przeprowadzonego przez OBOP, wynika, że 37 proc. badanych pozytywnie ocenia prezydenta, a 53 proc.- negatywnie. Dlatego wątpliwości pozostają. Ale czy są aż tak duże, jak chcieliby tego oponenci Lecha Kaczyńskiego? Odrzucając skrajności, duchowe prostactwo oraz palikotyzmy, zadajmy sobie kilka pytań dotyczących kadencji trwającej od dwóch i pół roku.
Po pierwsze.
Czy Polska jest w lepszej kondycji, niż w grudniu 2005 r., i czy ma w tym udział Lech Kaczyński? Oczywiście! Jest tak mimo wysiłków kawiarnianych analityków gotowych potwierdzić każdą tezę, byleby była niekorzystna dla prezydenta. Tymczasem odnotowaliśmy wzrost gospodarczy, mamy niską inflację, spadło bezrobocie, w latach 2005-2007 powstało milion dwieście tysięcy nowych miejsc pracy! Inną sprawą jest zaprzepaszczanie tych rezultatów przez PO. Dla działaczy tej partii nie gospodarka czy polityka zagraniczna, ale dyskredytowanie głowy państwa stało się bowiem podstawowym zajęciem. Wystarczy przypomnieć rozdmuchaną sprawę karetki pogotowia w rezydencji prezydenta w Juracie. To nic, że taka karetka była do dyspozycji każdego prezydenta RP zawsze, gdy przebywał w którejkolwiek ze swoich rezydencji. Istotne jest, żeby robić dużo szumu!
Podobnie było z wyliczaniem kosztów przelotu delegacji prezydenckiej do Gruzji. Przedstawiciele Lecha Kaczyńskiego błyskawicznie zareagowali na apel prezydenta Gruzji, który prosił o zagraniczne wsparcie. Kiedy więc słyszę, że jakiś minister zniesmaczony wysokimi kosztami korzystania z samolotu obliczył, iż przelot kosztował ileś tam tysięcy złotych, to łapię się za głowę. Widać, że niektórym ministrom prowadzenie poważnej polityki zagranicznej myli się z prowadzeniem prywatnego biznesu, w którym najważniejszy jest szybki zysk osiągnięty jak najmniejszym kosztem. W takich sytuacjach przypominam sobie, co kiedyś powiedział lord George Robertson. Ten były sekretarz generalny NATO, podczas dyskusji na temat Sojuszu, powiedział: "odnoszę wrażenie, że niektórym z państwa myli się sojusz NATO z siecią Tesco".
Po drugie.
Czy udział naszego kraju w organizacjach międzynarodowych jest wykorzystywany z korzyścią dla Polski i Polaków? Oczywiście! Nasze interesy w NATO i UE są lepiej chronione niż przed wyborami w 2005 r. Dbamy też o naszych strategicznych sojuszników ze Wschodu. Wystarczy przypomnieć ostatni szczyt NATO w Bukareszcie. Tam - mimo sprzeciwu Niemiec i Francji - dzięki Lechowi Kaczyńskiemu przeforsowano zapowiedź otwarcia drogi do Sojuszu dla Gruzji i Ukrainy. To najlepszy przykład, że polityka jest sumą możliwości i umiejętności. Dzięki konsekwentnym działaniom prezydenta udało się zrobić wielki krok w kierunku zabezpieczenia najważniejszych interesów Polski. Lech Kaczyński zainteresował zarówno Unię, jak i NATO sprawami bezpieczeństwa energetycznego. Dla Polski większym zagrożeniem jest obecnie nie atak obcej armii, ale zakręcenie kurków z rosyjskim gazem i ropą.
Po trzecie.
Czy prezydent faktycznie dba o dobro Polaków? Tak! Lech Kaczyński jest specjalistą prawa pracy i m.in. w tej właśnie dziedzinie zgłasza inicjatywy ustawodawcze. Dzięki nim pracownicy mają lepszą niż przed kilku laty ochronę prawną.
Po czwarte.
Czy Lech Kaczyński zostanie Dodą politycznego public relations? Nie! Gdy w styczniu przekazał swój wizytownik Orkiestrze Jurka Owsiaka, zrobił to z potrzeby serca. A przecież mógł przy okazji spotkać się z Owsiakiem, zorganizować wielką konferencję prasową i zyskać rozgłos. Podobne założenie przyświeca Marii i Lechowi Kaczyńskim, gdy co roku przekazują na cele charytatywne 1 proc. podatku. W odróżnieniu od obecnego premiera, prezydent nie będzie podczas konferencji prasowych zrywał stokrotek i machał nimi do dziennikarzy. Nie tylko dlatego, że woli oglądać kwiaty na łące, a nie robić z nimi kolejne zdjęcia z cyklu: "jaki fajny ze mnie Donek”.
Lech Kaczyński nie jest z plasteliny, nie dopasowuje swoich zachowań do wyników sondaży popularności. Dla niego najważniejsza jest wierność jasno określonym poglądom. Jest konsekwentny oraz przewidywalny, zarówno dla Polaków, jak i partnerów zagranicznych. Dlatego o wynik wyborów w 2010 r. jestem spokojny.