Jednocześnie prezydent forsuje pomysł referendum w sprawie prywatyzacji szpitali i zapowiada zablokowanie kluczowej ustawy koalicji o emeryturach pomostowych. Co na tę ofensywę PO? Oficjalnie jej politycy mówią tylko o szkodzeniu Polsce. Nieoficjalnie przyznają, że ruchy prezydenta w dłuższej perspektywie stwarzają problem polityczny im samym.
>>>Zobacz, dlaczego prezydent chce jechaćna szczyt UE
"Jeśli komukolwiek pan prezydent miałby pokrzyżować plany, to spokojnemu rozwojowi Polski, gospodarczemu i politycznemu" - przekonuje minister w kancelarii premiera Rafał Grupiński. I ostrzega, że ofensywa Lecha Kaczyńskiego może popsuć jedynie notowania samej głowy państwa. Rzeczywiście w konkretnych poszczególnych inicjatywach prezydent może politycznie nie wygrać. Ale wszystkie razem mogą już stworzyć rządowi problem, jak przyznają sami politycy PO.
"Chodzi o to, że wszystkie te ruchy razem powodują atmosferę zamętu, niepokoju, kłótni i przepychanek. A nam zależy za wszelką cenę na utrzymaniu spokoju. Wysokie notowania tego rządu są właśnie zasługa skończenia z atmosferą ciągłych kłótni, konfliktów" - mówi polityk z władz PO.
Obawy te są słuszne, bo właśnie tak samo definiują główne cele ofensywy prezydenta jego współpracownicy. "Mija rok tego rządu i po badaniach widać, że ludzie nie wierzą, że za każdy konflikt musi odpowiadać prezydent. Zaczynają dostrzegać, że wiele z nich generuje premier i jego otoczenie" - zaciera ręce jeden z polityków PiS. Pałac Prezydencki liczy, że w sprawie szczytu UE na konflikcie straci właśnie premier. "To będzie próba sił, ale nikt niczym nie jest w stanie zmusić prezydenta, by nie pojechał do Brukseli. Tuskowi nie uda się wytłumaczyć ludziom, dlaczego odmawia teraz prezydentowi, skoro poprzednim razem oddał mu przewodnictwo polskiej delegacji" - powiedział DZIENNIKOWI jeden ze współpracowników głowy państwa. Dlatego sam prezydent wczoraj był bardzo pewny swego. I przekonywał, że to on powinien być szefem polskiej dyplomacji. "Przy całym głębokim szacunku i unikaniu za wszelką cenę z mojej strony konfliktu z premierem, to jak go obserwowałem na ostatniej Radzie, to myślę, że mam trochę więcej wigoru, jeśli chodzi o załatwianie tam różnych spraw dla Polski" - mówił Kaczyński.
"W dyplomacji liczy się rozum, a nie wigor" - ripostuje Grupiński i zapowiada w rozmowie z DZIENNIKIEM, że tym razem premier nie ustąpi. Kancelaria premiera wytłumaczenie ma: szczyt 1 września UE to co innego, bo chodziło wtedy o Gruzję. Ale to był tylko precedens.
Takie tłumaczenie nie zmienia jednak faktu, że to Donald Tusk ma problem. Albo ustąpi prezydentowi, albo będziemy mieli w Brukseli dwie delegacje. Współpracownicy premiera na razie nie dopuszczają żadnego z tych scenariuszy.
Wczoraj przesądzone zostało natomiast, że w sprawie kryzysu finansowego odbędzie się jednak Rada Gabinetowa. Premier wcześniej uznał ten pomysł za niefortunny, twierdząc, że takie spotkanie wprowadzi niepotrzebny niepokój. "Prezydent ma takie prawo, więc rząd się stawi" - mówi Grupiński. Problemem będzie tylko termin. Lech Kaczyński rozważa 23 lub 25 października. A wtedy premier będzie w Pekinie.