"Mikrofon stoi tak w połowie" - śmiał się szef MSZ Radek Sikorski, odpowiadając na pytanie, kto zabierze głos w naszym imieniu. I nie ukrywał, że choć rząd tym razem nie ma zamiaru robić problemów prezydentowi, to traktuje go jako gościa polskiej delegacji.

Reklama

To sformułowanie najlepiej tłumaczy, dlaczego wbrew oczekiwaniom dwóm najważniejszym osobom w państwie nie udało się umówić na rozmowę przed szczytem. "Pan prezydent był gotów do takiej rozmowy. Ale że zacytuję Boya-Żeleńskiego, w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz" - tłumaczył prezydencki minister Michał Kamiński.

A przedstawiciele rządu wcale nie ukrywali, że premier potrzeby konsultowania się z prezydentem nie widział. A to dlatego - podkreślają - że to rząd od kilku miesięcy walczy o zmiany mogącego uderzyć w naszą gospodarkę unijnego planu walki z ociepleniem klimatu. "Lepiej sprawy załatwiać, a nie wykonywać rytualne czynności. W sprawie, w której rząd prowadzi negocjacje od miesięcy i robi to w sposób skuteczny, bo jesteśmy naprawdę na ostatniej prostej, ważna jest skuteczność, a nie poprawa samopoczucia" - mówił wicepremier Grzegorz Schetyna w Radiu RMF FM. I wskazywał, że wystarczy, jak premier z prezydentem zamienią kilka zdań na miejscu w Brukseli.

Nie będą mieli okazji w drodze na szczyt, bo lecą osobno. Lech Kaczyński przed wylotem jedzie jeszcze na szczyt klimatyczny do Poznania. Stamtąd wyruszy do Brukseli jedynym dostępnym obecnie rządowym Tu-154. Odstąpi mu go premier, który leci już rano rejsowym samolotem, tak by zdążyć na roboczy lunch szefów państw unijnych.

Reklama

Problem rządowych samolotów zupełnie jednak nie zniknął. Wróciła sprawa awantury o szczyt październikowy. Wtedy prezydent nie dostał Tu-154, więc by dopiąć swego, wyczarterował samolot do Brukseli. W ubiegłym tygodniu - jak się okazało - kancelaria prezydenta nagle przysłała do kancelarii premiera rachunek za ten lot - 150 tys. zł.

"Biuro finansowe KPRM odesłało nadawcy tę notę, w naszym rozumieniu wysłaną omyłkowo. Nie ma podstaw prawnych, by Kancelaria Prezydenta obciążała KPRM za loty prezydenta" - relacjonuje szef KPRM Tomasz Arabski.

A jak będzie dziś na oficjalnym posiedzeniu Rady Europejskiej? Głos w sprawie pakietu ma zabrać Tusk. Prezydent dostał wytyczne od przedstawicieli rządu już we wtorek. Dostanie też oficjalne stanowisko na szczyt, które wczoraj przyjął rząd. Tyle że szczegóły i strategia negocjacyjna tak naprawdę ustalane były do ostatniej chwili. Do nocy trwała gorąca linia między Brukselą i Warszawą. Wszystko zależy bowiem od tego, jaka będzie ostateczna propozycja kompromisu Rady Europejskiej. Wczoraj pewne było jedno: podtrzymujemy nasze główne postulaty. Po pierwsze przesunięcie z 2013 do 2019 r. terminu wprowadzenia opłat za pozwolenia na emisję dwutlenku węgla. Po drugie stworzenie funduszu solidarności. Bogate państwa miałyby się składać na te, które tak jak Polska najbardziej ucierpiałyby na nowych rozwiązaniach.

Reklama

"Jeśli bogate państwa wykażą się solidarnością, to kompromis jest możliwy. Ale jestem ostrożny. To drugi pod względem ważności dla Polski szczyt UE" - mówił DZIENNIKOWI tuż przed wylotem szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz.

Oczekiwania studził też Radosław Sikorski. "Byłoby wręcz dziwne, byłoby fenomenalnym sukcesem, gdyby udało się jutro czy pojutrze tak szybko dopiąć sprawę" - oceniał szef MSZ.