Rząd przyjął nowelę ustawy o powszechnym obowiązku obrony, przewidującą stworzenie w Polsce Narodowych Sił Rezerwowych. Główny powód to pieniądze. Jak mówią eksperci wojskowi, kraju nie stać na utrzymywanie 130 tysięcy żołnierzy zawodowych. Dlatego pomóc w funkcjonowaniu armii mają rezerwiści. Od 2010 r. wojsko chce "wynająć" z cywila 10 tys. osób. Ma to kosztować 110 mln zł.

Reklama

Na czym miałaby polegać służba w Narodowych Siłach Rezerwowych? Na co dzień mężczyzna (bądź kobieta) pracowałby w cywilu, np. w prywatnej firmie. Ale z armią podpisywałby kontrakt trwający od 2 do 6 lat. Dostawałby przydział do konkretnej jednostki. Musiałby stawiać się na ćwiczenia. Jedne mogłyby trwać do 30 dni kilka razy w roku, inne - do 90. Wojsko mogłoby też wezwać rezerwistę do zadań w trybie natychmiastowym.

>>> Prezydent zaniepokojony cięciami w armii

Służba w tej formacji nie ograniczałaby się tylko do ćwiczeń na poligonie czy w jednostce. Taki żołnierz mógłby być kierowany do usuwania skutków klęsk żywiołowych, ratowania ludności, operacji przeciw terrorystom, a nawet wysłany na misję poza granicami kraju. Dostawałby za to od wojska wynagrodzenie. Jeżeli firma, w której jest zatrudniony, płaci mu więcej - armia pokryłaby tę różnicę. W tym czasie pracodawca udzielałby swojemu pracownikowi bezpłatnego urlopu.

Reklama

Projekt ustawy przewiduje też rekompensaty dla pracodawcy - za nieobecność pracownika dostawałby on miesięcznie maksymalnie 2,5-krotność przeciętnej pensji w sektorze przedsiębiorstw, czyli prawie 8 tys. zł. Z kolei za dzień ćwiczenia - 266 zł.

Pracodawca nie mógłby zwolnić pracownika etatowego służącego w siłach rezerwy do chwili wygaśnięcia jego kontraktu, czyli nawet przez 6 lat. Nawet gdyby z chwilą otrzymania przydziału do jednostki taki pracownik był w firmie na wypowiedzeniu - staje się ono bezskuteczne.

>>>Armia bez nowego sprzętu. Przez kryzys

Reklama

I właśnie te regulacje budzą największy sprzeciw pracodawców. "Te zapisy nie przystają do tego, co się dzieje w gospodarce. W czasie kryzysu poszerza się grupę osób objętych szczególną ochroną prawną przy zwolnieniu. W kodeksie pracy jest już ich 40. Przybywa kolejna, której nie można ruszyć" - mówi Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich. Zastrzeżenia Ambroziaka budzi nie tyle wysyłanie pracowników na 30-dniowe ćwiczenia, ale zapis o tym, że trzeba utrzymać etat przez cały czas trwania kontraktu. "A co w sytuacji, jeśli będą chcieli zmienić profil działalności?" - pyta Ambrozik. Jego zdaniem istnieje obawa, że pracodawcy wcale nie będą chcieli zatrudniać ludzi, którzy mają kontrakty z wojskiem, mimo iż rekompensaty wydają się atrakcyjne.

MON z kolei tłumaczy, że jeśli rezerwiści nie będą mieli gwarancji powrotu do pracy w cywilu, z armią nie będą chcieli się wiązać.

>>>"Za ministra Klicha zbrojeniówka zdycha"