Trzy tygodnie temu do kancelarii premiera dotarły sygnały, że zabiegi administracji prezydenta Lecha Kaczyńskiego o osobiste spotkanie z Barackiem Obamą na jubileuszowym szczycie NATO zakończyły się fiaskiem. Wszystko wskazywało też na to, że Radosław Sikorski nie ma szans na fotel sekretarza generalnego NATO. To wtedy zapadła decyzja, że Polskę na szczycie Sojuszu ma reprezentować tylko prezydent. Tusk postawił kropkę nad i - to na prezydenta spadnie obowiązek zamknięcia tej sprawy pozytywnie dla Polski.

Reklama

Zaplecze premiera skoncentrowało się zatem na przygotowaniach do szczytu Unia - USA. Starało się też usilnie o spotkanie z Obamą. Kilkanaście dni temu dopięło swego. W dodatku prezydencja czeska przyznała premierowi czas na na wystąpienie podczas posiedzenia Rady Europejskiej.

Gdy wszystko było już dopięte na ostatni guzik, szyki premierowi pomieszał prezydent. "Po prostu wepchnął się w budowaną przez nas spójną strategię premiera na Pragę" - nie kryje irytacji jeden ze współpracowników Donalda Tuska.

Na sześć dni przed szczytem okazało się, że prezydent zmienił zdanie i poleci na szczyt UE - USA do Pragi. W kancelarii premiera zapanowała konsternacja. "To oznaczało, że z powodów protokolarnych wszystkie ustalenia przygotowane z trudem dla Tuska przejmie Kaczyński" - mówi jeden z polityków obozu rządowego. Ale nie tylko. Współpracownik premiera mówi, że z powodu przyjazdu prezydenta Tusk stracił szansę poprowadzenia dyskusji na forum Rady na temat klimatu. To był jeden z głównych tematów szczytu, który ostatnio robi furorę w całej Europie. "Gdy okazało się, że delegacji przewodniczy prezydent, unijna propozycja dla Polski została wycofana" - ubolewa nasz rozmówca.

>>>Prezydent: Sikorski ma rozdęte ego

Otoczenie premiera decyzję prezydenta odebrało też jako próbę "przyjścia na gotowe i zawłaszczenia sukcesu", jakim miało być dla Donalda Tuska spotkanie z Obamą.

Między prezydentem a premierem znów zapanowała nieufność i klimat zimnej wojny. Ani Lech Kaczyński, ani Donald Tusk nie mieli ochoty na uzgadnianie wspólnej strategii na szczyt NATO. Do Kancelarii Prezydenta trafiła jedynie notatka z MSZ ujawniona później przez Radosława Sikorskiego, a szef MSZ rozmawiał bardzo krótko z prezydentem w samolocie w drodze do Baden Baden.

Reklama

Co na to Kancelaria Prezydenta? "Toczyła się jakaś gra i prezydent wybrał najmniej ryzykowne wyjście. Liczył się z tym, że cokolwiek zrobi, i tak znajdzie się pod ostrzałem rządu" - mówi jeden ze współpracowników Lecha Kaczyńskiego. Dlatego Lech Kaczyński poparł Rasmussena od razu, bez oglądania się na Turcję, która miała tę kandydaturę wetować.

Platforma odebrała to jako wstęp do obarczania premiera przez prezydenta winą za fiasko w sprawie Sikorskiego. "Przestraszyliśmy się. Piotr Kownacki i Adam Bielan mogli nas zaatakować, że przegraliśmy szczyt. Dlatego trzeba było szybko i mocno pokazać, że to prezydent zadziałał niezgodnie z polityką rządu i przejąć inicjatywę" - tłumaczy wybuch wojny polityk z otoczenia szefa rządu.