Już we wtorek marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przekaże projekt posłom. Co w nim będzie dokładnie? Ustawa da rządowi wyłączne prawo decyzji, kto i na jakich warunkach ma reprezentować Polskę wobec Unii Europejskiej.
W planie Platformy jest szybkie przyjęcie ustawy, która okroi kompetencje Lecha Kaczyńskiego. To ma zmusić prezydenta albo do weta, albo do zaskarżenia ustawy przed Trybunałem Konstytucyjnym.
>>> Prezydent pomieszał szyki premierowi
I na tym zależy Platformie najbardziej. Bo ustawą Trybunał będzie się musiał zająć i punkt po punkcie rozstrzygnąć spór kompetencyjny. "Jeśli ustawa obejmuje zagadnienia konstytucyjne, to Trybunał nie może odrzucić wniosku" - mówi DZIENNIKOWI były prezes TK Marek Safjan.
Pomysł PO to odpowiedź na niemrawe postępowanie Trybunału w podobnej sprawie. Przed TK toczy się już spór między prezydentem a premierem w sprawie unijnych szczytów. Sędziowie zajęli się pytaniem premiera, kto ma prawo ustalać delegację na unijne szczyty. Problem był pokłosiem słynnych awantur o samolot i krzesło na unijnym szczycie.
Po pierwszej rozprawie orzeczenie nie zapadło, liderzy PO zaniepokoili się, że Trybunał może w tej sprawie nie zająć jasnego stanowiska. Dodatkowej determinacji dostarczył Platformie ostatni konflikt o spotkanie z Barackiem Obamą na szczycie UE-USA.
Ustawa kompetencyjna przewiduje, że rząd będzie przyjmował oficjalny dokument - "stanowisko w sprawie polityki europejskiej" - zwane w ustawie "instrukcjami".Tyle że nie będzie to tak jak do tej pory stanowisko jedynie rządu, ale Polski.
Co więcej, to rząd będzie decydował, kogo upoważni do prezentowania stanowiska. Może to być premier, ale też prezydent czy marszałek Sejmu. Ale co najważniejsze, ta osoba będzie związana rządowymi instrukcjami. To oznacza, że jeśli Lech Kaczyński pojedzie na szczyt, to musi prezentować stanowisko rządu. W przeciwnym razie, zdaniem Bronisława Komorowskiego, złamie prawo. A jeśli Lech Kaczyński pojedzie bez zgody rządu, to według prawa nie on będzie reprezentował Polskę, a premier.
>>> Szczygło: W rządzie Tuska są dyplomatołki
PO liczy na wsparcie lewicy. To dałoby partii Donalda Tuska pewność, że prezydent nie będzie w stanie zawetować ustawy. Wtedy ma tylko jedną drogę, jeśli nie zgadza się z jej zapisami: może ją wysłać do Trybunału Konstytucyjnego. Lewica nie mówi nie. "Chciałbym wreszcie zobaczyć tę ustawę. Jeśli ona może rozwiązać choćby w małym stopniu spór, to jesteśmy gotowi to poprzeć" - mówi DZIENNIKOWI Wojciech Olejniczak, szef klubu Lewicy.
Reakcja współpracowników Lecha Kaczyńskiego jest łatwa do przewidzenia. "Twierdzenie, że kwestie europejskie nie dotyczą kompetencji prezydenta w dziedzinie bezpieczeństwa i suwerenności państwa to nieprawda. Gdyby ustawa miała być procedowana, to będzie oczywista próba ograniczenia kompetencji prezydenta" - mówi prezydencki minister Andrzej Duda.
p
Grzegorz Osiecki: Wyjście z ustawą kompetencyjną to odpowiedź na spory wokół ostatnich szczytów unijnych i NATO?
Bronisław Komorowski: Nie. Jest odpowiedzią na wcześniejsze trudne sytuacje między prezydentem a rządem. Moja propozycja dotyczy tylko i wyłącznie relacji między naczelnymi organami państwa a instytucjami Unii Europejskiej. Dotyczy tylko polityki unijnej. Intencja jest taka, żeby ograniczyć pokusy do różnego interpretowania konstytucji i zmniejszyć obszar konfliktu kompetencyjnego.
A jak pan chce to rozstrzygnąć?
To konkretna propozycja. Rząd przyjmowałby uchwałą stanowisko dotyczące polityki europejskiej. Tylko nie byłoby to jak do tej pory stanowisko Rady Ministrów, ale Polski. Rząd powinien też mieć prawo do ustalania, kto reprezentuje państwo i przekazuje to stanowisko Unii. To może być minister, premier, prezydent, marszałek Sejmu, Senatu. Najważniejsze jednak, że każda z tych osób byłaby zobowiązana do reprezentowania stanowiska wyrażonego w takiej instrukcji.
Prezydent mógłby pojechać bez zgody rządu na szczyt Rady Europejskiej?
Prezydenta nikt nie jest w stanie w niczym ograniczyć. Może pojechać, gdzie chce. Co innego, gdyby miał pojechać i reprezentować na szczycie stanowisko Polski. Zgodnie z ustawą rząd powinien wskazać, że to właśnie on nas reprezentuje. Czym innym jest swoboda poruszania, a czym innym skład delegacji reprezentującej państwo.
Jaka w takim razie byłaby rola prezydenta?
Nic się nie zmienia. To jest ustawa, która nie dotyczy tylko pana prezydenta. Ona dotyczy wszystkich organów władzy państwa.
Czyli nadal możliwa będzie sytuacja, że rząd przyjmuje stanowisko, na czele delegacji stawia premiera, a na szczycie pojawia się też prezydent?
Oczywiście, że tak. Tylko wtedy będzie jasne, kto reprezentuje politykę państwa i kto za nią odpowiada. Ten projekt ustawy nie zajmuje się tym, kto ma prawo jechać, komu przysługuje samolot, dla kogo jest krzesło, a dla kogo nie. Tylko ma jasno określić mechanizm podejmowania decyzji o kształcie polskiej polityki europejskiej.
A co z orzeczeniem Trybunału w sprawie pytania premiera, kto ma reprezentować Polskę na unijnych na szczycie?
Zobaczymy, czy ono będzie. Na razie Trybunał będzie rozważał, czy się sprawą w ogóle zajmie. Liczyłem, że szybko wyjaśni kwestie, z którymi zwrócił się premier i inicjatywa ustawodawcza nie będzie potrzebna, ale się przeliczyłem.
Załóżmy, że parlament ustawę przyjmie, a Lech Kaczyński odeśle ją do Trybunału.
Wtedy na pewno Trybunał będzie musiał się zająć rozstrzygnięciem tej kwestii. I nikt nigdy nie zakwestionuje tego, że Trybunał jest od badania zgodności ustaw z konstytucją.
A co się stanie, jeśli ustawa wejdzie w życie, rząd przyjmie stanowisko, do jego reprezentowania wyznaczy premiera, a na szczycie pojawi się prezydent i powie coś przeciwnego?
Nie wolo łamać ustaw. Konstytucja jest na tyle ogólna, że podlega różnym interpretacjom, ale jeśli ustawowo wytłumaczy się konstytucję, to ustawa jest obowiązującym prawem.
Czyli gdyby prezydent wyraził inne stanowisko niż...
Co pan z tym prezydentem? To dotyczy wszystkich organów władzy państwowej.
Zakładam tylko, że gdyby prezydent postąpił wbrew stanowisku...
Łamałby prawo i konsekwencje byłyby takie jak w przypadku złamania każdej innej ustawy.
To znaczy?
Dokładnie takie, jak w przypadku złamania każdej innej ustawy.