Anegdota polityczna, jaką są dzieje niewyboru Radka Sikorskiego na szefa NATO, daje asumpt, by snuć dalej rozważania nad naturą dzisiejszej polskiej polityki.
W odległych czasach zygmuntowskich mawiano w Polsce o „zwłoszczeniu polityki”, upatrując tego przyczyny w wawelskich wpływach Włoszki Bony Sforzy. Oto w przestrzeni publicznej dominuje emocjonująca, choć niejasna intryga o władzę i prestiż. Cnoty XV-wiecznych śniących o własnej potędze kondotierów nabywają waloru cnót republikańskich. Zaśpowodem do chwały staje się zręczny fortel, talent zamaskowania się, zdolność zaskoczenia i łatwość wiarołomstwa.

Reklama

Sama treść historii nie jest wcale interesująca, wbrew zapałowi, z jakim wszyscy chcą jej teraz dochodzić. Podobnie jak Marek Borowski – nie chcę czytać żadnych kolejnych tajnych notatek, które ujawniane mają być tylko po to, aby bardziej zamulić obraz. Moją uwagę przykuwa raczej forma, w której historia się rozgrywa. Dla obu stron sporu najistotniejsze jest to, aby zdążyć oskarżyć przeciwnika o popełnione albo niepopełnione winy. Tym razem sprytniejszy był obóz premiera. Ktoś z ekipy premierowskiej przytomnie przyznał, że trzeba było „szybko i mocno” pokazać winy prezydenta w obawie, że za moment tak właśnie postąpi druga strona. Polityką rządzi zatem taktyka śledcza: nie ma rzeczy ważniejszej od szybkiego postawienia zarzutu i właściwego ukierunkowania dochodzenia. Co ciekawe, drugorzędny jest sam przedmiot kontrowersji i winy.

>>> Staniszkis: szczyt NATO to kompromitacja

Historyjka z Sikorskim i Rasmussenem w tle jest tego świetnym przykładem, bo od początku do końca nie wiadomo, jakie to przewagi mieliśmy uzyskać za pomocą ponoć zaplanowanej misternej strasburskiej gry. W gruncie rzeczy im mniej ów przedmiot winy jest klarowny, tym bardziej obiecujące, przewlekłe i nierozstrzygalne dochodzenie. A przy takiej okazji sprzedać można publiczności nawet coś tak na pierwszy rzut oka nonsensownego jak z troską sugerowane przez Zbigniewa Chlebowskiego oddanie prezydenta pod osąd Trybunału Stanu. Skoro nie wiadomo, jakie są zbrodnie, to znaczy, że mogą być bardzo wielkie. A skoro tak trudno rozsupłać winy, to o Trybunał aż się tutaj prosi. Na czym zatem była skoncentrowana uwaga rządu w związku ze szczytem NATO? Na tym, aby nie przeoczyć najlepszego momentu do sformułowania oskarżeń.

Reklama

Co zaś zajmowało w Strasburgu naprawdę prezydenta? Jak nie wpaść tam w zastawione na niego sidła. Był zapewne jedynym z 28 przywódców, dla którego taki problem był polityczną istotą szczytu NATO. Otwarcie nawet wyznał, że nie miał kłopotów ze zrozumieniem pułapki, bo ta – jego zdaniem – „ była prosta jak kawałek cepa”. W tej logice prawdziwy wróg zasadził się więc w Warszawie i czekał tylko na pierwszy moment, aby znaleźć i wskazać winnego za porażkę polskiej polityki, która naprawdę nastąpiła już dużo wcześniej. Wyraźne uświadomienie sobie logiki postępowania obu stron pozwala zarazem zrozumieć, jak bardzo naiwne jest stawiane obecnie przez wielu pełne zdziwienia pytanie: to dlaczego – na miły Bóg – osobiście czy nawet przez telefon nie można było ustalić wspólnej taktyki postępowania?

Jest jasne, że jakiekolwiek ustalenia byłyby ruiną całej intrygi. Polscy przywódcy nie ustalają wspólnej linii nie dlatego, że są tak bezmyślni albo tak zapiekli w nienawiści, że tego już nie potrafią. Nie czynią tak po prostu wtedy, gdy przeszkadza im to w przyjętej taktyce gry. W „zwłoszczonej” polityce może się właśnie opłacać symulacja międzynarodowej porażki, dla samej tylko przyjemności ujrzenia ptaszka w samotrzasku. Włoscy kondotierzy pozbawieni byli instynktu państwowego i dlatego było im obojętne, czy kawałek własnego dominium wykroją w końcu w Lombardii czy Romanii. W naszej historyjce państwo jest potrzebne, o tyle że bez niego nie byłoby gdzie zastawiać pułapek. I jest tylko zbiegiem okoliczności, że pechowo napatoczyła się okazja szczytu NATO, organizacji, która ma bronić naszego narodowego bezpieczeństwa. Choć – kto wie – powaga okazji może być także zachętą do intrygi. Przy poważnej okazji oskarżenia mogą być dużo więcej warte, bo dotyczyć mogą znacznie cięższych win.