Strona prezydencka twierdzi, że racje prezydenta potwierdzi notatka z rozmowy Tusk - Rasmussen. Doszło do niej 1 kwietnia tuż przed południem. Protokołował ją minister Sławomir Nowak. Jest niejawna, choć jej treść znają i ludzie premiera, i prezydenta.

Reklama

O czym rozmawiał Tusk z Rasmussenem? O oczekiwaniach Polski na szczyt i kandydaturze Duńczyka. Dlaczego ta notatka stała się taka ważna? Bo właśnie na ustalenia z tej rozmowy powoływał się duński premier kilkanaście minut przed rozpoczęciem obrad w Baden-Baden. Powiedział Kaczyńskiemu, że ma już poparcie Tuska. "Nie weryfikowałem tej informacji, bo nie było czasu. Ale z notatki rządu wynikało, że to prawda, choć może Rasmussen to nieco przerysował" - tłumaczył wczoraj prezydent. Jego zdaniem Tusk, choć nie wprost, zadeklarował poparcie dla Duńczyka. I nie było sensu dalej upierać się przy kandydaturze Sikorskiego i blokować wybór sekretarza generalnego NATO. To wersja prezydenta.

>>>Prezydent - premier. Dyplomacja rozrywana

Rząd ma zupełnie inny punkt widzenia. Rzecznik rządu Paweł Graś, szef MSZ Radosław Sikorski i Sławomir Nowak zapewniają, że notatki nie można tak interpretować. Z naszych ustaleń wynika, że odpowiadając na pytanie Duńczyka, czy może liczyć na poparcie Polski, premier Tusk odpowiedział wymijająco. Stwierdził, że Polska jest odpowiedzialnym członkiem NATO i nie będzie blokować decyzji. "Nie padło zdanie: popieram pana na to stanowisko" - zapewnia Sikorski. "Wziąwszy pod uwagę język dyplomacji, było to poparcie" - przekonuje jednak prezydent. I dodaje: "Apeluję o upublicznienie tej notatki, nie wywołamy żadnego skandalu".

Reklama

>>>Prezydent pomieszał szyki premierowi

Wszyscy właściwie zgadzają się co do tego, że Sikorski i tak nie miał szans na wybór. Jego kandydatura nawet nie została formalnie zgłoszona. O co więc idzie spór? Tak naprawdę o drobiazgi. "Czasem polityka sprowadza się do prostego targu" - tłumaczy Graś.

Rząd chciał ugrać kilka mniej istotnych spraw dla Polski. Tak aby nie przyjeżdżać ze szczytu z pustymi rękami. Chodziło m.in. o umieszczenie w Polsce batalionu łączności i kilka stanowisk w sekretariacie NATO. Żeby to uzyskać, prezydent miał tylko odwlec decyzję w sprawie nowego sekretarza generalnego na drugi dzień szczytu. Ale tego nie zrobił i rząd został z niczym.

Reklama

>>>Krótkie majteczki Tuska i Kaczyńskiego

Otoczenie Lecha Kaczyńskiego twierdzi, że opór wobec Rasmussena był niemożliwy. "Gdyby prezydent zanegował kandydaturę premiera Danii i gdyby nas zapytano, po co, odpowiedzią musiałoby być wzruszenie ramion" - zapewnia Piotr Kownacki. A prezydent twardo dodaje: "Nie było nic do ugrania".